Ziemniaczane muffinki, czyli pożegnanie, powitanie i inne atrakcje, czyli możliwe, że zwariowaliśmy od upału.

No bo posłuchaj droga Publisiu, co też się działo a co gorsza, ciągle się dzieje. U nas. Przy tej temperaturze to właściwie nie wiemy, czy nie mamy omamów.
Zaczynając od początku, w czwartek zepsuły się drzwi od lodówki. Stanęła otworem i koniec, ni chuja jej zamknąć. Wspomniałam coś o temperaturze…? Aha. Szczęście w nieszczęściu, jak Publisia wie, mamy sąsiadów. Jeśli sąsiadka jest brylantowa, to sąsiad takoż jest samorodną perłą, czy też inszym nuggetem. Wezwany na pomoc rozpaczliwym telefonem przybył z zestawem narzędzi i kojącym stwierdzeniem, że jeszcze tak nie było, by nie dało się naprawić głupich drzwi od lodówki. Ponieważ sąsiad jest skrzyżowaniem pomysłowego Dobromira z MacGyverem (tylko bardziej gawędziarskim) pańcia faktycznie poczuła się uspokojona. Wspólnymi siłami wyjęli drzwi, zakleili otwór folią, by zawartość nie stygła i sąsiad udał się naprawiać do siebie, bo, jak ocenił, będzie potrzebował nowego trzpienia i dużej ilości żywicy epoxydowej. Trzy godziny później lodówka (rok urodzenia 99!) była jak nowa. Ledwo pańcia odsapnęła, Kitka postanowiła wyrzygać wszystko co zjadła, więc zaniepokojona pańcia po sporej awanturze (ja kiedyś muszę pracować! Jak nie ojciec w szpitalu, to kot, ja jutro w biurze być muszę!)… wynegocjowała wizytę koty w przychodni w trybie przyspieszonym, czyli już w piątek.
Kot został oceniony w miarę dobrze, krew pobrana została, wścieklizna zaszczepiona, wirusówki odłożone na potem, odrobaczenie tak, test na białaczkę negatywny. Czekamy na wyniki rozszerzonego profilu, by się dowiedzieć, co z nerkami, wątrobą i resztą kocich wnętrzności. Zęby do zrobienia. Rachunek pańcia opłaciła tym razem osobiście, pańcio za to kupił przez ten czas kartofle i piwo dla sąsiada. Z apteki za to przyniósł hiobową wieść, że nowego hormonu dla pańci nie ma. Ani w aptece, ani nawet w hurtowniach podobnież. Pańcia, która twardo nie bierze żadnych psychotropów, więc jest emocjonalnie dość niestabilna, bardzo się rozczarowała i popłakała, albowiem wiązała z lekiem duże nadzieje. Pańcio się obraził, bo powziął podejrzenie, że to jego wina. A na dodatek wieczorem były chmury i państwo nie mogli zobaczyć księżyca. Co prawda, pewnie przez sosny i tak wiele by nie zobaczyli. Zaproszona na słuchanie listy i na oglądanie księżyca na kanale NASA Kitka już po kilku minutach wolała się oddalić na swoje okno w pralni.
Dzisiaj od rana pańcię jak obuchem trafiła wieść o śmierci Kory. Leżała sobie potem na hamaku, ukradkiem pochlipywała od czasu do czasu, symulując katar i gapiąc się w czubki sosen i – prawdę mówiąc, planowała poczynić elegijny wpis o roku osiemdziesiątym i osiemdziesiątym pierwszym zeszłego stulecia, kiedy była świeżą, dziewiętnastoletnią mężatką i wydawało jej się, że wszystko się da. Wybuchła Solidarność, nowe czasy, nowe życie, nowa muzyka, wszystko było nowe, obiecujące i ten ocean czasu przed.
No i Kora ze swoim Buenos, jakie to było inne, jakie optymistyczne. Pańcia jeszcze nie miała pojęcia, że tamta dekada będzie najtrudniejsza w jej życiu, jeszcze nie wiedziała nic. Był początek i równolegle była Kora ze swoim Maanamem.
Jak odchodzą ludzie z tamtych lat, to jakby odchodziła część tej młodości. Której od dawna przecież nie ma. Ale tak jakoś się wydaje.

Po południu pańcio pojechał do ojca a przy okazji do apteki. I wrócił z…



Taaaa. Dziewczyna. Młoda. Chyba jakaś poroniona mieszanka husky z amstafem. Osobiście nie jestem zachwycona. Boi się wszystkich nas i na wszystkich warczy. Poza państwem, oczywiście. Z Abelardzikiem miała już krótkie spięcie. Barbuś pilnuje jej jak zarazy i obrzuca inwektywami. Miętówka nie wpuszcza do domu od strony tarasu. Pańcio musiał interweniować. Najgorzej z Ramzesem, na spacerze o mało się nie pogryźli.
Cała sprawa jest wysoce podejrzana. Pańcio, zanim ją zapakował do samochodu, to rozsądnie zaczął pukać do okolicznych domów. Okazało się, że przychodzi tam od dwóch tygodni. Prawie codziennie. Karmią ją suchym na chodniku i wodę wystawili. Chuda nie jest, w ciąży raczej też nie.
Jutro pojedziemy sprawdzić chipa. Ale jeśli jest czyjaś i tak sobie PRAWIE CODZIENNIE wędruje po okolicy to tego. To słabo.
Reaguje na komendę siad. Zna schody i niestety, swobodnie korzysta. Abelard jest tym oburzony.
Pańcia miała zaadoptować Barbórkę z Olesiem, takie dwa małe, bardzo dojrzałe, słodkie pokurcza. Miało nie być żadnego psa, który nie mieści się w okienku a jednocześnie jest zbyt gładkowłosy, by mieszkać w budzie.
Jak to pańcia mówi – cytuję – ja pierdolę!

PS – Pieseła dostała wstępne imię, wiadomo jakie, nie?…
PS2 – Podeszła zapytać pańcia a potem wlazła na kanapę. Domowa jak nic.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane Muffinki i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Ziemniaczane muffinki, czyli pożegnanie, powitanie i inne atrakcje, czyli możliwe, że zwariowaliśmy od upału.

  1. gossam pisze:

    Oj, to grubo się u Was zadziało.
    Trzymam kciuki za pomyślne rozwiązania. Wszystkie!

  2. Aia pisze:

    To się trafiła suka. Ale może ma w sobie trochę manier, tylko trzeba Jej czasu by poczuła się damą 😉
    Kora do Niej pasuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *