Na razie mamy remis. Mniej więcej. Chociaż ślimaki czasem są górą, bowiem po pierwsze korzystają z niedozwolonego dopingu – czy może po prostu pomocy komarów. Po drugie, na pierwszą linię frontu wysyłają dzieci, a serio trudno zauważyć takiego malućkiego, jasnego ślimaczka* na spodniej stronie liścia, nie sposób przeglądać po sztuce. Poza tym grają drużyną mieszaną – razem z czarnymi pomrowami i i tymi z muszlą. No i są podejrzanie szybkie i hm, okazało się, że ni mniej ni więcej ale się znają na zegarku.
Bowiem pańcia robi wypady z domu dosyć regularnie, rano miedzy czwartą a piątą, potem po spacerze z psami i wieczorem też dwa razy. I ostatnio ślimaków prawie brak, ale z szałwii został obgryziony kikutek a i jeżówka zanotowała spore braki w liściach. Więc pańcia uzbroiła się w latarkę i zrobiła wypad o pierwszej trzydzieści w nocy i proszę! Z dziesięć sztuk przyłapanych na gorącym uczynku! Pewną pociechą jest fakt, że małe, żarłoczne dranie chyba nie lubią żurawek, bo jakby te trzeba było sprawdzać po liściu, to zanim by pańcia skończyła, to musiałaby zaczynać od nowa, zupełnie jak na socjalistycznej budowie, Publisia pamięta? Dziesiąte piętro jeszcze budują a pierwsze już trzeba remontować? No. Dzisiaj pańcia zasadza się na trzecią w nocy, żadnej regularności!
A mówili, że na emeryturze to można się wysypiać, no serio…? Tja.
- Pańcia sprawdziła w internetach i to może być też pomrowik polny, wyjątkowo podstępny i zamaskowany chujek.