Otóż, same super. No, może nie same. Od poniedziałku zrywają nam podłogi na parterze, a górna łazienka jeszcze w lesie. Wykrzaczyła się jakaś płytka w naszej wypasionej pompie ciepła i nie ma ciepła. W sensie ogrzewanie nie działa. Nie ma też z tego powodu ciepłej wody. Dzień później nawalił hydrofor i zimna woda też bywa sporadycznie. W sensie, trzeba dokonywać specjalnych czynności, by uzyskać kilka litrów. Nie, tym razem małż nie każe walić w hydrofor grabiami ani waserwagą, ale robi manewry bezpiecznikami.
Dalej, szuflady w szafkach łazienkowych są jakby o 7 cm za krótkie. Płytek na ściany nie starczy, a materac uzyskany od koleżanki okazał się mieć 140 cm szerokości, zamiast 160.
No dobra, teraz z zupełnie innej beczki. Lucek został ponownie prześwietlony i goi się nadzwyczaj dobrze, mimo tego, że biega wciąż jak szalony, po schodach także i gips prawie mu już odpadł.
Prawda, jaki słodziak jak śpi? Państwo chcieli wycyganić trochę tego specyfiku, ale pani vet zaproponowała by raczej zapisać go do jakiegoś kółka sportowego.
W każdym razie państwo zafundowali mu nowy gips i już może z powrotem kontrolować przebieg prac remontowych.
Mnie też zabrali, oczywiście jak zawsze pod pozorem pobrania krwi na badania tarczycowe, ale ja podejrzewałam co się święci i już prawie się schowałam pod Lucka…
Niestety, pańcio mnie jakoś zauważył i wiadomo… pazurki mi obcięli…
Jeśli oni sądzą, że ten pierdylion ciasteczek, jakie potem dostałam od każdej osoby w tej przychodni mnie udobrucha, to bardzo się mylą! Mam focha i będę miała do jutra!
–
Rany, remontowe pandemonium. Niech ten Lucek dobrze pilnuje.
Kocham te wiadomości od Was 🙂
Wszystkie 😉 🙂
Hej Meg, co tam u Was?