Ziemniaczane puree o pańciowym powrocie , czyli to i owo, jednakowoż na razie bez ovo.

Bo ovo to jeszcze pańci nie wolno. Otóż pańcia wróciła już w wielką sobotę późnym popołudniem, ale zdołała tylko poczynić galaretę* z wywaru brokuła, by coś na wielkanocne śniadanie było i padła do łóżka, albowiem tym razem nasenne proszki w szpitalu działały średnio, a pani w łóżku obok prowadziła nocny tryb życia. A potem to już było tak – pańcia w niedzielny poranek się zważyła. I nawet zapisała wynik. Na kartce, która wisi na szafie. Po czym przystąpiła do rozszalałej konsumpcji, jak to na Wielkanoc. Zatem zjadła porcję tej galarety. Potem zjadła porcję spaghetti z przetartą marchewką w roli sosu. Potem porcję żurku z papierka. I jeszcze kubek zielonej herbaty z łyżeczką cukru wypiła. I wieczorem się zważyła jeszcze raz. I do tej pory siedzi w stuporze i się zastanawia – czy w tym papierku tyle tłustości było? Czy ta łyżeczka cukru to tyle kalorii, czy pańcia przeoczyła jakieś najnowsze badania na ten temat? czy może brokuł był jakiś zmutowany genetycznie…? W każdym razie całodzienne to pożywienie dowaliło pańci trzy kilogramy.
Trzy.
W jeden dietetyczny dzień trzy kg.
Wygląda na to, że pańcia powinna się żywić wyłącznie kroplówkami.
Niełatwy ten dzień zbiegł się z pańciowym dniem urodzin, kiedy po raz siedemnasty nie dostała huśtawki (tylko kolejne wypasione blackberry) I niewiele trzeba już było, by państwo się pokłócili w okropny sposób.
A to wykluczyło pisanie pociesznych opowiastek na blogu, za co szanowną Publisię bardzo przepraszamy, jednocześnie dziękując za kciuki i dobre myśli.
Pańcia donosi, że czuje się całkiem dobrze, choć nie ukrywa, że zadziwiło ją jak tym razem źle zniosła narkozę, chyba pierwszy raz się porzygała. I nie chcieli pokazać kamieni, bu. Poza tym te kilka dziurek goi się dobrze, pępek nie wygląda najgorzej, a co do szpitala, to pańcia ma kolejne przemyślenie – otóż, szpital to jest miejsce w którym bez przerwy się czeka. Najpierw pańcia czekała na wolne łóżko. Od ósmej do pierwszej czekała. Potem czekała pod gabinetem ekg. Potem pod gabinetem rtg. Następnego dnia czekała na zabieg i się nie doczekała, a obiad przeleciał i musiała się pożywić na własną rękę. Kolejnego dnia czekała pod salą operacyjną i tak dalej i tak dalej. Na samym końcu czekała aż pańcio po nią przyjedzie i to było czekanie najkrótsze. W ogóle nie jest źle pod zasadniczym warunkiem – że dajemy radę w tym szpitalu chodzić. Jak nie chodzimy to mamy przesrane – niektórzy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dlatego pańcia z każdą dziurą w brzuchu – czy w czymkolwiek innym – zamierza chodzić, choćby nie wiem co.
I jakoś tak poniewczasie przyszło nam do głowy, że jakby tak za każdym razem wyciągali z człowieka kamienie razem z nerką, to długo by nie pociągnął, więc w zasadzie dlaczego w tym wypadku wyciągają kamienie razem z pęcherzykiem, zamiast go zostawić? Coś ktoś na ten temat wie?
Ponieważ pogoda nam się poprawiła, pańcia spróbowała nakręcić filmik o dziarskim spacerze Kryzysa i możliwe, że jutro uda się go wstawić. O ile pańcio udzieli wskazówek. Dziś został wysłany po mąkę o nazwie Basia. Basia jest mąką sprawdzoną i zawsze była w pobliskim Netto. Do dziś. Dziś pańcio w Netto nadział się na mąkę o imieniu Gracja. Publisia sama rozumie, że spowodowało to poważny kryzys jego męskiej tożsamości i mnóstwo pretensji do pańci, która tego nie przewidziała…

* oczywiście na agarze.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Ziemniaczane puree o pańciowym powrocie , czyli to i owo, jednakowoż na razie bez ovo.

  1. Hańka pisze:

    Witaj w domu!
    Z tym pęcherzykiem i nerkami to pewnie tak jest, że kamulce lubią się odnawiać, no i bez pęcherzyka da się żyć a bez nerek to jednak nie bałdzo. Dobrze kombinuję?

    • megana pisze:

      No właśnie napisałam, że nie bałdzo, ale pęcherzyk może też by sie do czegoś jeszcze mi przydał…?

    • gossam pisze:

      Doktór, co był łaskw mi pęcherzyk wycinać zaindagowany na tę okoliczność pomilczał chwilę, darząc mnie spojrzeniem z kamienia (hehe) po czym uczynił wykład, którego oczywiście w całości nie zrozumiałam, ale było o ryzyku infekcji w razie rozlania się tego co poza kamyczkiem siedzi w pęcherzyku. I że przewody żółciowe się po operacji do nowego statusu tak sprytnie dostosowują, że kombinacje celem pozostawienia pęcherzyka już bez kamyczka nie są konieczne. Osobiście jednak uważam, że chirurg to chirurg – jak nie wytnie pół kilo to czuje się niepewnie 😉
      Zdrowia, Megano!
      I wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 😀

      • megana pisze:

        Niech wycina, jestem za. Mógłby wyciąć mi nawet kilka kilo tłuszczyku, prosze bardzo. Podobnież miałam mnóstwo kamyków, zwanych fachowo złogami…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *