Otóż, kiedy Dziubas wyfrunęła z Juniorowego kurnika, przeszła przez pańci głowę myśl, by przestawić budzik z powrotem te dziesięć minut w przód. Aliści, głowa u pańci dziurawa – właśnie dziś wyszła na basen nie wyłączając palnika pod garnkiem z leczem* – więc myśl przeszła i poszła w siną dal.
I bardzo dobrze.
Dziubasa nie ma, ale dodatkowe minuty bardzo się przydają, szczególnie kiedy pańcia artystycznie narysuje sobie kredką do oczu krechę na czole a zaraz potem wsadzi sobie szczoteczkę od tuszu w oko.
Albo kiedy łakomy Abelardzik, wylizując puszkę po psim żarciu, zakleszczy się w niej z uszami włącznie i trzeba ciągnąc za puszkę a rozkraczony Abelardzik sunie z nią po całej kuchni.
Albo kiedy Ziemniak, w przypływie straceńczej odwagi warknie na Phoebee i pod kuchennym stołem rozpętuje się psie tornado. Pańci udało się wyciągnąć synusia, ale zanim go wyniosła i zdążyła zamknąć drzwi od kuchni, mamcia postanowiła się wycofać; niestety przy ostatniej stołowej nodze nadziała się na Barbusia, który czekał na swoją szansę i właśnie się doczekał. Opatrzenie mamciowego nosa, sprawdzenie, czy oczka ma całe i czy Ziemniak też w całości sprawiło, że pańcia wpadła na peron razem z pociągiem.
Naprawdę, poranki są pełne niespodzianek.
* Na szczęście pańcio wrócił w porę i nie tylko pożaru nie było, ale leczo nawet nie zdążyło się przypalić.
Uf uf
Jednym slowem byleby przetrwac poranek.
Czy Pańcio już sklonowany?
Zapisuję się na jeden egzemplarz 🙂