Mamy poważny kryzys.
Szczęście w nieszczęściu – ZPo akurat musiał lecieć na Wyspy i nie miał kiedy się wyżyć.
Cóż się stało, zapyta Publisia.
Ano, otóż synuś uchodźca naszczał na panią Lipton.
Pani Lipton dostała zawału, a konkretnie zwarcia i warczała, aż zemdlała.
ZPo rozebrał ją na części i długo w noc suszył drugim odkurzaczem.
Nie wiem, co dalej, bo o świcie musiał wyjechać, by zdążyć na lotnisko do Modlina, a ja udawałam, że śpię. Panią Lipton gdzieś schował…
Z lepszych wieści – mamunia ma niedomykalność zastawek, ale nie ma przeciwwskazań do znieczulenia i operacji.
Jeszcze usg w kwestii przepuklin.
Jakby droga Publisia mogła zanieść modły do dowolnie wybranych bogów, by ManUtd wygrał ten cholerny mecz, bylibyśmy wdzięczni…
Coś mnie ominęło, co to pani Lipton? Bo tylko z „Pan wzywał, Milordzie” mi się kojarzy.
I słusznie, bo to stamtąd. Tak nazwaliśmy naszą Rumbę.