Otóż po oczkowej operacji pańcia zażywała środki przeciwbólowe w dosyć sporych ilościach, co nie do końca spodobało się pańciowemu żołądkowi.
I teraz reakcja płci żeńskiej, w tym przypadku konkretnie sąsiadki, która sama z siebie wpadła na to, że:
Sąsiadka – Słuchaj, a ciebie od tych prochów to żołądek nie boli? Bierzesz coś osłonowego, albo chociaż jogurt jesz?
Pańcia – No trochę boli… Nie mam eee… jogurtu, przecież nie chodzę z tobą na basen*…
Sąsiadka – To ja ci kupię, po południu powieszę na płocie.
I faktycznie, po południu pańcia zastaje na płocie siatkę z czterema jogurtami.
Cztery jogurty (i cztery dni) później reakcja płci męskiej:
Pańcia – Słuchaj stary, kup mi kilka jogurtów, bo mi żołądek wysiada od tych prochów.
Pańcio (zaskoczony i niechętny) – Niby gdzie i kiedy…
Pańcia (zgrzytając zębami) – Dziś, a gdzie, to już gdzie chcesz.
Pańcio (stęka protestacyjnie i całym sobą okazuje bunt przeciwko rozpasanym wymaganiom małżonki, po czym wychodzi do pracy)
Późny wieczór, konkretnie godzina 22.00.
Pańcio (dzwoni) – No, to jaki ten jogurt chcesz?
Pańcia (oderwana od snookera w tv) – O boru, no jaki, jakikolwiek, normalny, bez owoców.
Pańcio (ze skrupulatnością godną lepszej sprawy) – Ale tu jest cała półka jogurtów, zaraz ci przeczytam… ba…bakoma… hm, bałkański… Pi…eee.. pilos…?
Pańcia (przerywa energicznie) – Może być.
Pańcio (uparcie) – Ale który może być?
Pańcia (hamując uczucia, ze strasznym naciskiem) – Pilos, ten może być.
Pańcio (milczy chwilę, najwyraźniej kontemplując półkę z jogurtami) – A z jaką zawartością tłuszczu?
Pańcia (dalej się hamuje, doskonale wiedząc, że uratuje ją jedynie udzielanie konkretnych odpowiedzi) – 2%.
Pańcio ( jakby zdziwiony i odrobinę rozczarowany) – Hm, nawet jest taki…
Pańcia (przez zęby) – Jeszcze jakieś pytania, kochanie?
Pańcio (drąży) – A duży czy mały…?
Pańcia (słabo) – Duży…
Pańcio – Jeden…?
Pańcia (maksymalnie łagodnym głosem) – Zgrzewkę, kochanie, zgrzewkę…
*Po basenie obie panie, sąsiadka i pańcia, zazwyczaj udają się do jakiegoś sklepu na zakupy, ciesząc się swoim towarzystwem, a przede wszystkim nieobecnością marudzących mężów i w zasadzie żadna z nich nie wie, co jest w tych babskich popołudniach (przechodzących w wieczór) najlepsze, basen, sauna, przerębel, zakupy, ploteczki, czy wygłupy, bo to co obie wyprawiają w tych sklepach to trzeba by osobiście zobaczyć i posłuchać.
W każdym razie zasada jest prosta – nie ma basenu – nie ma zakupów.
Zanim doczytałam gwiazkowane to wyobraziłam sobie, że Wy tam tę wodę basenową pijecie i stąd jogurt osłonowo… źle ze mną 😉
Taka sąsiadka to skarb jakby.. 🙂
Żebyś wiedziała! Brylant czystej wody! Zwłaszcza tu, w takiej odległości od wszelkich sklepów! Co tam brylant, brylant przy mojej sąsiadce to po prostu kaszanka…