13 października 2014, też poniedziałek. Innymi słowy minęło siedem lat.
Świat się stacza w katastrofę klimatyczną i pandemiczną, „tenkraj” w katastrofę gospodarczą i polityczną i prawdę mówiąc, zostało nam tylko cieszyć się dniem dzisiejszym, rzeczami małymi, i nie robić sobie żadnych dalekosiężnych planów. Trudne czasy przed nami, Gabuniu. U nas po staremu, Abelard raz lepiej, raz gorzej, Mufka robi się coraz tłuściejsza i wolniejsza, czarne koty też się starzeją, Miętówka co noc śpi na mnie, coraz bardziej wklejona. Obwodnica szumi. U Ciebie słychać bardziej, chociaż, czy ja wiem? Słychać wszędzie, te kilka metrów różnicy nie robi. Patrzę w górę na sosny, niebo zwisa ciężko, trochę rude, trochę szare, jest już zimno, na naszej granicy umierają ludzie…
W sensie ludzie w tych górach. W większości bardzo mili, pomocni i sympatyczni. Raz wróciłyśmy stopem, trzymając na kolanach wiadra z opieńkami. A jednocześnie okazało się, że zamieszkaliśmy u młodej rodziny, która nie wierzy w pandemię. Za to mają super psa.
I widoki z ganku
Szlaki są zryte przez cholerną wycinkę drzew. Nóż się w kieszeni otwierał. Nie wszystkie, rzecz jasna.
Tu pańciowa przyjaciółka i żółty szlak na Wielką Sowią. To na dole, to szlak. Na górze ludzie wydeptali, bo po błocie ciężko było.
Z powrotem poszłyśmy dużo krótszą drogą
Ale przedtem oczywiście dotarłyśmy na szczyt. A tam, zonk. Tłumy ludzi z dziećmi, psami, grilami i zupą grochową… A wieża widokowa za to w remoncie. Po prostu cudownie.
Okazało się, że wybrałyśmy najtrudniejszą drogę a z drugiej strony jest na tyle łatwa, że można wjechać wózkiem. Szczęśliwie obok był wyciąg narciarski i przecinka na trasę, więc coś udało się zobaczyć. Konkretnie Ślężę. Ślęża to ta góra w tle.
Akurat obecność psów pańci nie przeszkadzała…
Coś nie po kolei zaczęłam… Sowie już pierwszego dnia pańcię zaskoczyły grzybami
Normalnie doznała trwałego szoku. O_O Z braku suszarki grzyby zostały pożarte z makaronem typu kolanka. W ogóle tam nie było grzybów małych. Wyłącznie w tym rozmiarze. I – uwaga- zupełnie czyste…!
Ale clue grzybobrania okazał się ten grzyb. W kolorku, który naprawdę trudno było by przeoczyć. W realu jest dużo bardziej jaskrawy…
Okratek australijski, zwany palcami diabła lub czarta. Podobno bardzo rzadki. I bardzo, ale to bardzo śmierdzący. Pańcia wąchała, to potwierdza.
We wiosce było dużo takich domów, jak wiadomo, ulubiony przez pańcię dizajn
Bąkiewicz tu najwyraźniej nie dotarł i niemieckie pamiątki się zachowały
Z braku czasu i samochodu nie zobaczyłyśmy mnóstwa rzeczy. Choć przyznajmy, komunikacja tu jeździ punktualnie. Zachód, panie tego. Z drugiej strony, jeździłyśmy na gapę, bo biletomat nie łączył się z moim bankiem. Przeszłyśmy też ścieżką przyrodniczą, która miała nad strumieniem świeże mostki. Okrągłe i śliskie. W cholerę nie do przejścia dla dwóch starszych pań, które mają zawroty głowy, choć każda z innego powodu.
Więc musiałyśmy szukać brodu…
Ostatniego dnia poszwędałysmy się po Wrocławiu. Tam faktycznie krasnali mają fchuj.
I lodówkę :>
Lody jak lody, dobre były, ale dzięki nim pańcia zrobiła pierwsze w życiu zdjęcie wróbla! Albo mazurka, ciocia Aia zweryfikuje. W ogóle się nie bał, cwaniak i pożerał wafelka z nonszalancją.
Generalnie ładnie na tym zachodzie. Miałyśmy tez propozycję matrymonialną, a przyjaciółka, jeszcze w koszuli nocnej, ostatniego poranka dała odpór panu z manią prześladowczą. Pana chce zabić kgb i ziobro osobiście, zatruwają mu żarcie, rozpylają truciznę wszędzie, a w nocy ktoś chodził po korytarzu. Nawet przy tym sympatyczny był. Jednak na wszelki wypadek ubrałyśmy się pospiesznie i uciekłyśmy…
PS Opieńki można było by kosić kosą, gdyby było trochę równiej. Pańcia zbierała pierwszy raz w życiu, uwierzywszy na słowo dwóm chłopakom, którzy wracali z dwoma pełnymi wiadrami.
W domu zrobiła z nich kotlety mielone i wszyscy żyją.
W sensie, to ściereczka kuchenna. Dość stara. Wilk i owieczka, ok. Tylko co ten wilk ma w pasie…? I po co? Chyba dla wzmocnienia siły przekazu…
PS – Pańcia wyjeżdża. Na czterodniowy urlop. Pańcio zły jak osa…Bo będzie musiał z pasmi sam wychodzić! No ludzie, trzech chłopów w domu i nie potrafią się zorganizować, serio?… Junior nawet urlop ma… (tu ikonka trzymająca się za czoło)
Pańcio obchodził urodziny i my na jego cześć opracowaliśmy układ synchronicznego spania, znaczy ja i Abelard. O
Układy podwójne…
A także, po krótkich namowach udało nam się zrobić układ międzygatunkowy
A pańci maszyna szwankuje przy pikowaniu, więc chodzi zła jak osa. Niby wie, że za dużo wymaga od maszyny za 500 zł, ale ta wiedza wcale jej nie poprawia humoru!
Poza tym zamówiła kilka kolejnych róż a nie powinna, bo remont jeszcze nie skończony a płynność finansowa ledwo ciurka. Tak że o.
A, bo pańcia powiedziała, że nie będzie cykać pierdyliona zdjęć i obleci roślinki filmem… Co prawda, jutub długo nie chciał współpracować, aż pańcia założyła drugi kanał… bo na pierwszym ma dwa filmiki z dawnych lat… było, nie było, mamy nadzieję, że będzie działać, zatem endźoj!
Walnął był. W maszt zachodniego sąsiada. Ten z naszą anteną satelitarną, a dokończył dzieła przenosząc się do nas po kablu, który łączy pod ziemią nasze internety. U nas ocalał telewizor jako taki, u sąsiadów poszło wszystko. Ani netu, ani telewizji! Ale już pańcio dzielnie naprawił.
Z wizytą przybyli. Nie, żeby mieszkali w Australii, ale covid.
Goście w dom, uzbrajamy się w rzęsy! Niech se teściowa nie myśli, że jako emerytka postarzałam się czy coś. W życiu. Postanowiłam być piękna i młoda do śmierci!
Na razie mamy remis. Mniej więcej. Chociaż ślimaki czasem są górą, bowiem po pierwsze korzystają z niedozwolonego dopingu – czy może po prostu pomocy komarów. Po drugie, na pierwszą linię frontu wysyłają dzieci, a serio trudno zauważyć takiego malućkiego, jasnego ślimaczka* na spodniej stronie liścia, nie sposób przeglądać po sztuce. Poza tym grają drużyną mieszaną – razem z czarnymi pomrowami i i tymi z muszlą. No i są podejrzanie szybkie i hm, okazało się, że ni mniej ni więcej ale się znają na zegarku.
Bowiem pańcia robi wypady z domu dosyć regularnie, rano miedzy czwartą a piątą, potem po spacerze z psami i wieczorem też dwa razy. I ostatnio ślimaków prawie brak, ale z szałwii został obgryziony kikutek a i jeżówka zanotowała spore braki w liściach. Więc pańcia uzbroiła się w latarkę i zrobiła wypad o pierwszej trzydzieści w nocy i proszę! Z dziesięć sztuk przyłapanych na gorącym uczynku! Pewną pociechą jest fakt, że małe, żarłoczne dranie chyba nie lubią żurawek, bo jakby te trzeba było sprawdzać po liściu, to zanim by pańcia skończyła, to musiałaby zaczynać od nowa, zupełnie jak na socjalistycznej budowie, Publisia pamięta? Dziesiąte piętro jeszcze budują a pierwsze już trzeba remontować? No. Dzisiaj pańcia zasadza się na trzecią w nocy, żadnej regularności!
A mówili, że na emeryturze to można się wysypiać, no serio…? Tja.
Pańcia sprawdziła w internetach i to może być też pomrowik polny, wyjątkowo podstępny i zamaskowany chujek.