Nigdy już nie będzie takiego lata

Pamiętacie to zdjęcie Abelardzika z któregoś lata, podpisane „król życia?” Nie mogę go teraz znaleźć, nawet nie pamiętam, który to był rok, mam je wydrukowane na poduszce.

Poniedziałek, 14 lutego, Linda wciąż nuci to w mojej głowie, pani doktor jeździ Misiowi po brzuszku, po płucach, po nerkach i coraz bardziej widać, że serce, którym tak się od pół roku przejmowaliśmy, to wcale nie największy synusiowy problem. Od piątku Abelardzik wszystkim wymiotuje, jesteśmy na tym usg na krzywy ryj, pani vet coraz bardziej marszczy brwi, patrzę na prawie całkiem ciemny obraz płuc, i już wiem, że nie ma co zwlekać, niezależnie od tego co ja

co ja

Mówię pani vet, że tylko zadzwonię po męża, bo na pewno chce się też pożegnać, pańcio przychodzi, szeptem mu zdaję relację ze zmienionych nerek, z zajętych płuc, z ostrego zapalenia żołądka, ale za to serce wcale się nie powiększyło tak bardzo… Ważymy Misia ostatni raz – 4,7 kg. Nie, ja wiem, że nie ma co czekać, aż pies umrze z głodu, ale co mi po tej wiedzy. Jak osiem lat temu, przy Gabuni, stoję zasmarkana, synuś jak zawsze opiera łebek o mój policzek, niewiele widzi, nic nie słyszy, słabo się ogólnie orientuje, ale póki go trzymam jest spokojny, szybko jest po wszystkim.

Decyduję się pochować Abelarda NA Gabuni, miejscówki nam się kończą, zresztą chcę ich mieć razem. Panowie idą na wieczorny spacer z psami, wślizguję się do garażu, gdzie go zostawiliśmy, Misio jest już sztywny a ja pozwalam sobie na

Misiu, moje serduszko.

Mój policzek wciąż tak dobrze pasuje do psiego pyszczka, do tego załamania przed czółkiem, po chwili czółko jest całe mokre, w końcu idziemy do Gabuni, Junior kopie ostrożnie, potem pańcio układa Abelarda zawiniętego w moją sukienkę, udeptuje grób, na wierzchu z powrotem kładzie płytę z gresu.

I tak teraz leżą razem, Niunia i Niunio.

A w naszym łóżku tak strasznie pusto.

„Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza
Nigdy nie będzie takiego lata”

Świetliki

Zaszufladkowano do kategorii Pożegnania | Otagowano | 6 komentarzy

Cicho, wiem.

Ale dalej mam jakąś barierę na pisanie.

A Szczodre Gody odbyliśmy 19 grudnia – z różnych przyczyn.

Dziadek dostał tez prezent…

Prezentów nie było może zbyt wiele, ale Emma i tak w siódmym niebie. W tym wieku jeszcze cieszy prawie wszystko.

Kilka dni wcześniej pańcia zaliczyła bliskie spotkanie ze stojącą szafką łazienkową, która oczywiście powinna być przytwierdzona do ściany i która – oczywiście – nie była. I metr osiemdziesiąt szafki, w tym cztery szuflady, znalazły się na pańci a pańcia na ziemi. Nad nią smętnie kołysały się wyrwane z zawiasów górne drzwiczki. Rumor był taki, że pańcio z dołu przyleciał w te pędy i odgruzował małżonkę. Pańcia, doświadczona matka dwóch syneczków z których jeden był nadpobudliwy i nadruchliwy, a drugi reagował na wszystko zbyt późno, sprawdziła sama na sobie, czy nie ma wstrząsu mózgu i uznała, że jest ok.

Jednak dwa dni później centymetra zabrało by spadła ze schodów, na dodatek niosąc Abelarda. Mimo piątej rano pańcio znowu przyleciał w te pędy ratować małżonkę i delikatnie zasugerował, że może jednak jakiś lekarz…? A ponieważ pańci rzeczywiście coś za bardzo kręciło się ciągle w głowie, niechętnie nawiązała kontakt telefoniczny z nowym w jej przychodni lekarzem rezydentem. Bo do jej ulubionego numerków już rzecz jasna nie było.

Pan doktor się przejął i zażądał wizyty osobistej. A to pańci świecił, a to ją smyrał w stopy, a to kazał robić różne rzeczy a na koniec sprawdził w komputerze, że czas oczekiwania na wizytę u neurologa to trzy miesiące i powiedział, że musi pomyśleć. I że zadzwoni. Państwo wrócili do domu i ledwo pańcio zdążył zjeść obiad jak rzeczywiście zadzwonił. Podał kod skierowania i polecił udać się na SOR do pewnego szpitala. Pańcia się udała. Obiadu zjeść nie zdążyła. A na SORze, jak to na SORze. Najpierw jakoś spacyfikowała nadętego gówniarza pięlęgniarza, który domagał się, by pojechała do szpitala właściwego jej miejscu zamieszkania. Szczęśliwie, Bursztynowa jest zdaje się szpitalem covidowym, więc niekoniecznie. Potem, już z numerkiem zasiadła na krzesełku i miała czekać na wywołanie.

Była godzina 15.

Tutaj pańcia musi zadać kłam pomówieniom, że lekarze w covidzie nie leczą. Kocioł był, owszem, i cały czas wszyscy tam byli zalatani. Owszem, pani badająca pańcię wstępnie, musiała przerwać, by znaleźć wolne łóżko dla pani lat 96, chorej na raka i chuj wie co jeszcze, ale znalazła, aczkolwiek na ortopedii. jak to mówią na bezrybiu i ortopedia rakiem. Potem zbadał pańcię neurolog, potem miała tomografię, potem jeszcze badania krwi, a potem jeszcze raz neurolog. W tzw między czasie pańcia prowadziła obserwacje socjologiczne, jaką silną osobowaość ma ta pani 96 od raka – córka (na oko lat 70+ )przyjechała przywieźć jej rzeczy, bardzo wytresowana. Potem pielęgniarz chciał szybko przewieźć ją na tę ortopedię. Aha, akurat szybko. Szybko to on się poddał. Przez ten cały czas pańcia z trudem znalazła automat w batonikami i kawą, który przyjmował płatności kartą (tak, to trudne do uwierzenia, ale reszta była na gotówkę!) i pożywiła się wafelkiem i kawą z mlekiem. W końcu dostała wypis na dwie strony formatu A4 i już o trzeciej w nocy łapała taksówkę do domu…

…Albowiem pańcio tak w nerwach czekał na małżonkę, że niestety już nie mógł po nią przyjechać….

Tak btw – zdrowego i spokojnego Nowego Roku i uważajcie na szafki…

PS – pańcia żyć będzie, lekko nią wstrząsło, ale już jest ok, w sensie, nie kręci się pańci bardziej niż normalnie.

Zaszufladkowano do kategorii Emma, Pańcia osobiście | Otagowano , | 5 komentarzy

Moje piękne krówki nareszcie są na swoim miejscu

O. W sensie, że na ścianie kuchennej. Nie pytajcie, dlaczego pańcio potraktował je jako jedność, nie robiąc żadnych przerw. też nie wiem. Ale i tak są boskie, c’ne?

PS – Okropnie trudno robi się zdjęcia obrazkom. Zawsze odbije się któreś okno, a wieczorem lampa…

Zaszufladkowano do kategorii Pańcia osobiście | Otagowano | 3 komentarze

Pora na danie kaloryczne, czyli smalczyk

Dla ptaszków, oczywiście.

Zaszufladkowano do kategorii Pańcia osobiście | Otagowano | Dodaj komentarz

Z cyklu Emma, czyli problemy z protoplastami

Emma wraz z rodzicami porządkuje grób rodziny od żeńskiej strony babci M. Ojciec, trochę niebacznie, wdaje się w zawiłe wyjaśnienia.

Tatko Emmy – I tu, rozumiesz, leży twoja prababcia a moja babcia, czyli mama babci M i babcia babci M, czyli mama mamy babci a moja prababcia.

Emma (wlepia w ojca nieodgadnione spojrzenie)

TE (mimo woli jakoś zmobilizowany do dalszych wyjaśnień) – bo rozumiesz, babcia Tereska, czyli mama babci M, czyli moja babcia, to twoja prababcia, a moja prababcia, to twoja praprababcia…

Mama Emmy (usiłując dzieciątku nieco prościej przybliżyć problem) – Bo wiesz, każda babcia ma swoją babcię. I ta babcia też ma babcię… Znaczy ma i mamę i babcię i sama najpierw jest mamą a potem babcią.

TE – dokładnie. Babcia miała i mamę i babcię a ta babcia też miała mamę i babcię i to była twoja prababcia, nie, czekaj…

Emma (trochę z zadumą a trochę zniesmaczona) – Niebywałe rzeczy do mnie mówisz…

Zaszufladkowano do kategorii Emma | Otagowano | Dodaj komentarz

Nadejszła długo oczekiwana chwila, czyli specjalnie dla cioci Ai zdradzamy jakiż to nowy fijoł pańcię opanował.

Otóż pańcia nabyła sobie sama na gwiazdkę maszynę do szycia. Całe życie chciała umieć się takową posługiwać, ale we wczesnej młodości skutecznie została zniechęcona przez własną mamunię, której nie bardzo z maszyną szło. No i wmówiła w jedyną córkę, że to trudne, skomplikowane i nie do ogarnięcia. I skoro pańcia opanowała druty, szydełko i haft płaski, to nie ma co się porywać z motyką na słońce. Pańcia uwierzyła. Aż w końcu, po pół wieku, postanowiła jednak zaryzykować. Nabyła najlepszą maszynę z tych w okolicach 500 zł, sąsiadka pokazała jej podstawy, wygrzebała w szmateksie trochę materiałów i ruszyła zeszywać szmatkę do szmatki. Albowiem nie miała ambicji uszyć kiecki, ani spódnicy, choć może w dalszej kolejności i na to sie porwie. Ale całe życie marzyła o patchworku. Teraz Aia i reszta Publisi zostanie zasypana fotkami pańciowych postępów w kolejności mniej więcej chronologicznej.

Początki były wysoce chaotyczne, a pierwsza sztuka poszła do wnuczki, by ta mogła sobie budować wigwamy i niszczyć wielce nieudaną próbę dowolnie.

Drugą próbę pańcia poczyniła trochę rozważniej. Okazało się rychło, że zszywanie bloków, nawet tych według konkretnych wzorów to jest ta najłatwiejsza część roboty. Gorzej z bordiurami, lamówkami…tu wzór log cabin, nie wiem, dlaczego tylko z jednej strony. Ani dlaczego tylko jedna trzecia…?

Potem zamarzyły się pańci ptaki.

I tu pańcia w całej okazałości zderzyła się z problemem prawidłowego zrobienia tak zwanej kanapki a potem z kwestią pikowania. Na razie poprzestała na najprostszym, zresztą patchwork nie jest duży, ani gruby, więc jakoś dała radę. Potem wpadł jej w ręce materiał taki bardziej ozdobny, więc postała kapa, zwana perską.

Tu też pańcia poprzestała na pikowaniu czysto geometrycznym, ale potem znalazła w internetach sposób pikowania nie całości, tylko poszczególnych bloków osobno i tak powstał nieduży patchwork, znowu dla Emmy, w pierwsze gwiazdy.

Tu spód, lepiej widać łączenia…

Jak widać, pikowanie takie wymaga potem specjalnego łączenia bloków przy pomocy lamówek. Innymi słowy, z jednej strony nie trzeba robić dużej kanapki (tylko kilkanaście małych ) ale potem jest więcej roboty z łączeniem. No i nie można już dać bordiury, więc nie można poszerzyć, albo wydłużyć całości.

No tak czy siak, przyszła pora na gwiazdy Ohio. Robienie według konkretnego wzoru ma swoje zalety…

Bo kroi się wszystko na raz, jak widać. Nie starczyło by materiału na wszystkie takie same, wiec znowu są dwie wersje kolorystyczne.

A tu gwiazdy złożone z wypełnieniem, spodem i przepikowane

Poskładane w całość

Cóż, to wciąż nie jest takie pikowanie jakie pańcia by chciała. Nawet już się zaczęła rozglądać za pikowarką, kombinując, że postawi ją gdzieś w bibliotece, ale najtańsza kosztuje 20 kafli. W internetach ludzie proste pikowarki budują sobie sami, ale pańcia nie jest tak zdolna. Są też w internetach panie, głównie z Anglii i USA, które naciągają ogromne patchworki na specjalne ramy i pikują ręcznie. Serio.

Tak czy siak, teraz pańcia ma na tapecie niebieskie paski

Jest już na finiszu, ale wyszedł spory patchwork i trudny w obróbce – pańcia musiała zużyć resztę ociepliny, teraz zamierza poprzestać na polarowych kocykach. Damy fotkę jak skończymy.

W tak zwanym międzyczasie pańcia skróciła moc spodni, uszyła wielkie zasłony do pokoju Emmy, naszyła kilka łat, wszyła kilka gum, przerobiła kilka spódnic, w tym dwie w jedną, poszerzyła sobie letnią kieckę, a także popełniła przybornik na ścianę

i torbę z cudnych spodni, w które się nie zmieściła

Jakby kto pytał, to niekoniecznie ostatni zajob pańci, ale o tym może następnym razem…

Zaszufladkowano do kategorii Manufaktura | Otagowano | 7 komentarzy

Szara woda, ciąg jeszcze bardziej dalszy

…czyli jak tatko potrafi zorganizować dzieciątkom niedzielę.

Tu Junior po komendzie „odłamkowym ładuj!” :> Natomiast Lucek był w siódmym niebie. Tyle rozrywek pańcio specjalnie dla niego zarządził…!

A tu woreczki z firanki, które pańcia poszyła w ilościach hurtowych, a Nastolatek napełnił keramzytem. Można powiedzieć, że panowie zbudowali coś w rodzaju dodatkowej oczyszczalni.

Naprawdę, byśmy my obie, pańcia i ja, chciały by temat w końcu umarł śmiercią naturalną, bo z pańciem nie da się porozumieć na żaden inny. Temat…

Zaszufladkowano do kategorii Ziemniaczane Muffinki | Otagowano | Dodaj komentarz

Szara woda, ciąg dalszy, czyli pańcio kreatywny. I cerkwie w większych ilościach.

Okazało się, że śmierdzi. W związku z tym pańcio kombinuje jak dodatkowo ją oczyszczać i jutro wielka akcja. Kazał pańci uszyć pierdylion worków ze starych firanek, sprowadził keramzyt i będzie napychał i montował jako filtr dodatkowy. Skombinował też boję, by silnik był wyżej. Pańci już od tego robi się niedobrze.

Z innej beczki, pańcia z przyjaciółką była na wycieczce szlakiem cerkiewnym.

I tak dalej. Niby inne, a jakieś takie podobne. W środku klimatyczne, owszem. Pańci w pamięci utkwiła cerkiew w Sakach, którą zarządzają braciszkowie w liczbie sześciu. Odnowiona, składa się z dwóch części, starej sprzed iluś tam stuleci i nowej sprzed lat kilkunastu, z nowiutkim, pięknym ikonostasem, pisanym na zamówienie w Grecji, a zamówienia można było dokonać, bo grecki kryzys bardzo obniżył ceny. Trochę z boku wisi szesnastowieczna ikona świętego Dymitra jakiegośtam. Z szesnastego wieku, powtórzę. Pańcia obejrzała również szesnastowieczny sufit w starej części, w całości z modrzewiowych belek i zapytała braciszka o zabezpieczenia przeciwpożarowe. Taaak, powiada na oko całkiem rozumny i sympatyczny braciszek, mamy trzy gaśnice. I bramę zrobiliśmy szeroką, by straż mogła wjechać!

Ponieważ cerkiew stoi z daleka od wsi i w lesie… Pańcia nie miała więcej pytań.

Cerkiew w Sakach ( z netu)

A wyżej rzeczony Dymitr Sołuński

Wycieczka zerknęła jeszcze na pomnik ofiar Burego

Tak, tego wybitnego wyklętego, przez rząd wielbionego…

PS. Teraz reklama, bynajmniej nie sponsorowana. Wycieczkę zorganizował Południk 21, a prowadzący pan Adrian był niezwykle sprawny i obdarzony naprawdę imponującą wiedzą historyczną, którą przekazywał w sposób zajmujący. Chyba jeszcze się z nim kiedyś wybierzemy.

Zaszufladkowano do kategorii Ziemniaczane Muffinki | Otagowano | 2 komentarze

Szara, szara, szara woda. Jest.

Tędy zbieramy, plus tę spod prysznica i wanny i chyba pralki…?

A tu jest oczyszczalnia, w której się zbiera i stąd rusza do, za przeproszeniem, kibelka.

Pańcio powiedział, że w życiu nie wsiądzie do tej słodkiej kopareczki, bo jeszcze mu się spodoba i co wtedy?

Zaszufladkowano do kategorii Ziemniaczane Muffinki | Otagowano | Dodaj komentarz

Rozmowy na dwie głowy, czyli Emma na baletach.

Obowiązkowa babcia co środę odbiera dziecinę z przedszkola i zawozi na balet. Nie należy zaglądać do sali ćwiczeń – od widoku kilku identycznych, przemieszczających się w podskokach różowych baletniczek można dostać:

A- cukrzycy,

B – oczopląsu.

Raz zawoził tatko i stwierdził, że stracił dziecko, bo mieni mu się w oczach i za cholerę nie odróżnia, która różowa księżniczka jest jego.

Przed baletem należy pokrzepić się batonem energetycznym, inaczej w Emmie budzi się Balrog, Obcy i Cuthulu razem wzięci.

Babcia raz zapomniała i dowiedziała się, że…

Rozmowy na dwie głowy!

Emma (od kwadransa ma za złe) – Chcę do mamyyyyy!

Babcia (od kwadransa zachowuje stoicki spokój) – Mama jest w pracy.

E (jw) – ale ja chcę do aaamyyy!

B (jw) – Mama dalej jest w pracy.

….

….

E(wprowadza pewną odmianę) – ale ja chcę sie przytulić!

B(z pewną nadzieją na zakończenie kryzysu) – A nie możesz przytulić się do mnie?

E – Niiieee!

B(lekkomyślnie) – A to czemuż, wnuczko mojaż? Jestem koścista, czy co?

E (z mocą) – Tak! Koścista!!!

Jawne oszustwo, babcia nigdzie nie jest koścista! Niestety zresztą.

Zaraz potem obie panie dotarły do pomieszczeń baletowych, babcia wetknęła balrogowi pasztecik w paszczę, Emma siąknęła ostatni raz nosem i powiedziała raźno – To chodźmy do szatni, przebiorę się…

Zaszufladkowano do kategorii Emma, Rozmowy na dwie głowy | Otagowano | Dodaj komentarz