Co nieco o Kitce, która postanowiła państwa przeżyć, a także trochę Emmy dla wielbicieli

Kitka ostatnio przez te remonty, a także chorobę Abelardzika ( o czym kiedy indziej) trochę, że tak powiem zniknęła z pańciowego radaru. Tamtego wieczora jednak coś u państwa w sypialni strasznie śmierdziało, więc pańcia zaczęła się rozglądać. Węszyła tu i tam, niczym rasowy terier, aż nos ją zaprowadził pod łóżko od pańcia strony. Zajrzała, przyświecając sobie latarką i ujrzała śpiącą Kitkę. Kot był obsrany od tyłu, obsmarkany od przodu, obudzony wzrok miał mętny i generalnie wyglądał, jakby już umarł. Nic, tylko jechać na cito, skrócić kotu umieranie.
Niestety, pańcio zaparł się zadnimi nogami, oświadczając stanowczo, że po pierwsze jest już po jednym piwie, a po drugie kota w takim stanie wstyd komukolwiek pokazać. No faktycznie, Kitka strasznie się kołtuni i nigdy nie myje, a pańcia systematycznie te kołtuny jej wyrywa, przez co kot i bez obsrania wygląda jak siedem nieszczęść.
Pańcia wróciła na górę, wydłubała kota spod łóżka i wiedziona chyba jakimś natchnieniem, wsadziła go do umywalki z ciepłą wodą. Kitka nie protestowała, moczyła obsrany kuper i wydawała się być zadowolona, więc pańcia ją wymyła, włącznie z nosem i oczami, wyżęła, wytarła i odstawiła do sypialni.
Kitka od razu udała się na parapet coś przekąsić a rano wyglądała jak nowo narodzona. Wygląda na to, że kąpiel kota postawiła na łapy. Ciekawe, czy to pierwszy przypadek medycznej kąpieli kota. Możliwe, że wejdzie do stałego repertuaru kociej pielęgnacji.
Zwłaszcza, że Kitka to fleja, jakich mało

A teraz coś z zupełnie innej beczki.
Emma przyjechała by podjąć kolejną próbę oswojenia się z psami. Albowiem wielbicielka psiego patrolu od jakiegoś czasu boi się psów, co generuje pewne problemy podczas przyszłych wizyt Emmy u dziadków. Na przykład na wakacje czy coś.
Zwłaszcza coś.
Są postępy.


Jej ulubionym psem jest Lucek. Szczęśliwie dała sobie wmówić, że Lucek daje jej całuski, a dziadkowie mają stalowe nerwy, bo za każdym razem, kiedy Lucuś próbował wziąć twarz Emmy w zęby (tak, jak to robi z rękami państwa, by zabrać je w tylko sobie wiadome miejsce) ani drgnęli. Szczęśliwie włosy Emmy chyba właziły mu do nosa, bo za każdym razem rezygnował, poprzestając na soczystym liźnięciu, a Emma chichotała…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Emma, Ziemniaczane Muffinki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Co nieco o Kitce, która postanowiła państwa przeżyć, a także trochę Emmy dla wielbicieli

  1. JoasiaS pisze:

    Przysłowia są jednak mądrością narodów.
    „Czysta woda zdrowia doda”, czy jak tam to szło 😉
    W przypadku Kitki się sprawdziło 🙂

    A Emmę to ja nawet trochę rozumiem.
    Nigdy nie bałam się psów i nie rozumiałam, że można się ich bać.
    Ale odkąd w ubiegłym roku w schronisku pewien haszczaczek bez ostrzeżenia złapał moją dłoń i ani mu się śniło ją puścić 😉 , podchodzę do psów z duuużą ostrożnością.
    Oczywiście do haszczaka nie mam żalu, bo rozumiem, że to tylko zwierzę, które widocznie miało swoje powody, żeby się tak zachować. Po tej przygodzie po prostu zrozumiałam, że można bać się psów, a ich ugryzienie to nie żarty.
    Emma na szczęście u Was obcuje z psami, które są domowe i świetnie ją znają, więc te kontakty na pewno są dla niej bezpieczne 🙂
    Całusy dla mojej ulubienicy! 🙂

    • megana pisze:

      No nie do końca. Emma bywa u nas rzadko i psy nie znają jej kompletnie. Pomijam fakt, że dla Lucka łapanie za rękę a jeszcze lepiej twarz (lepiej przy nim nie kucać) jest świetną zabawą ale kompletnie sobie nie zdaje sprawy z własnej siły. A Emma boi się też nie od zawsze, tylko od jakiegoś incydentu, o którym wiadomości są niejasne, bowiem widziała to tylko ówczesna niania i zeznawała mętnie. Podejrzewamy, że jakiś pies przestraszył Emmę na spacerze, ale jak…? Nie wiadomo.

    • Aia pisze:

      Właśnie miałam pytać a jak tam relacja z Lucyferianem, kiedy doczytałam ostatni akapit. Brawo Emma! Oswajajcie ją i niech jak najwięcej pozytywnych doświadczeń, już nawet nie na wakacje u dziadków, tylko też na przyszłość.

      Ja niestety jestem przykładem, jak złe doświadczenia z dzieciństwa mogą nanieść piętno na całe życie. Wśród dużych psów czuję się niepewnie i ogólnie do psów mam mniejsze zaufanie, a to dlatego że parokrotnie za dzieciaka przyjazny piesek biegający bez smyczy, wielkości konia (pamiętam boksera i jakiegoś owczarka), z siłą czołgu skakał na powitanie, a ja lądowałam z twarzą w chodniku (za psem oczywista zawsze się znajdywał typowy właściciel „On się chce tylko bawić! Krzywdy nie zrobi” >:[ )

      Kitka! Daruj sobie to umieranie, prychnij na śmierć i żyj w zdrowiu i czystości 😉

Skomentuj JoasiaS Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *