Zaległe zaginięcie Abelardzika.

Otóż zadzwoniła moja niepiśmienna czytelniczka i przypomniała, że nie opisałam tej Strasznej Historii zaginięcia Abelarda. No owszem, nie opisałam, albowiem zorientowałam się, że nawet po dłuższym czasie wcale nie jest mi do śmiechu. Że to by było najgorsze, co mogłoby być, gdyby się zgubił serio i że wcale nie mam ochoty o tym opowiadać wesolutko. Pewnie, że musiałam wyglądać zabawnie, biegając po ciemnym lesie z gołymi nogami, wystającymi ze śniegowców, w kurtce na piżamie, wołając psa, który jest i tak głuchy… A wszystko to ciemną, śnieżną nocą. O pierwszej wróciłam do domu, przemarznięta jak ostatni bałwan, wlazłam do łóżka i ponieważ małżonek wciąż latał po okolicy, pozwoliłam sobie się rozkleić. Chlipałam tak sobie i chlipałam, aż Max wrócił do domu i po raz kolejny zapytał, czy wszędzie w domu sprawdzałam. No pewnie, że sprawdzałam, i to po kilka razy, miedzy innymi do garażu wchodziłam cztery razy.
Max poszedł po raz piąty i po chwili usłyszałam jak pędzi na górę, wydając okrzyki jak najgorzej oceniające moją bystrość.
Wpadł do sypialni i wcisnął mi Abelarda w objęcia, powodując totalną fontannę łez, tym razem z radości.
Co się okazało?
Otóż Abelardzik wbiegł do garażu, jak coś stamtąd brałam, a ponieważ tam stoi kredens z zapasami różnych rzeczy, to wchodzę do garażu przynajmniej kilka razy dziennie. Najwyraźniej nie zauważyłam, a synuś, zazwyczaj tak hałaśliwy, to jeżeli jest gdzieś zamknięty – milczy kompletnie.
Ponieważ długo nikt po niego nie przychodził, pies uznał, że pójdzie spać i ułożył się jak raz dokładnie za prawym przednim kołem samochodu. Za każdym razem się schylałam i sprawdzałam, czy go pod samochodem nie ma, ale koło psa dokładnie zasłaniało. A nie dość, że głuchy to jeszcze spokojnie zasnął i nie widział zapalanego za każdym razem światła…


Czasem nie jest łatwo dzielić łoże z synusiem…

Bo robi z człowieka kobietę z brodą…

Ale ogólnie nie umiemy bez siebie spać…



Bardzo się kochamy, synuś i ja.

PS. Zdjęcia są robione telefonem i ni uja nie wiem, dlaczego są różnej wielkości.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Pańcia osobiście i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Zaległe zaginięcie Abelardzika.

  1. morelowa pisze:

    Ta szalejąca w takich sytuacjach wyobraźnia… Współczuję.

  2. tinga pisze:

    Podobnie jak zaspany Bulwieć w wilczej budzie. Chłopaki sobie drzemki urządzają, a Ty masz 4 mikro zawały! Ech, koszmarne sytuacje!
    Ale cudnie razem wyglądacie, nawet z brodą <3

Skomentuj tinga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *