Ziemniaczane Muffinki, czyli rzecz o wronach.

Ostatnio pańcia wychodząc z pracy, spotkała swoją wierną czytelniczkę. Wierną, ale niepiśmienną, niestety. Znaczy, czytać umi, ale pisać najwyraźniej nie.
„Co w ogóle nie piszesz, co?” – zapytała dziarsko, nie żeby z pretensją, raczej z życzliwą troską. A pańcia uświadomiła sobie, że nie pisze, bo jest zmęczona. I że to jest już tak idiotyczne, że szok. Dopiero co była u ulubionego pana doktora, ale najwyraźniej na zmęczenie nie ma lekarstwa.
No, ale żeby nie było, że pańcia strasznie się zaniedbuje – to znaczy, owszem, zaniedbuje, bo się dzieją różne rzeczy, Abelardzik jakby chory, Merit opanowuje demon, Racuch się napierdala z Kociołem, aż wióry lecą, znienacka nadszedł termin koncertu A-ha – jak się kupiło bilety rok wcześniej to serio można zapomnieć, nie? i jeszcze kolejne zlecone badania i teść Młodego znowu w szpitalu… Więc druga babcia ma urwanie głowy i Pańcia została rzucona na głęboką wodę i spędziła z Emmą pół soboty, jak rodzice dzieciątka musieli udać się do swoich prac.
Ale opowiemy o tym wszystkim i jeszcze trochę jak pańci uda się zdjęcia obrobić, a dziś opowiastka o wronach.
Otóż, pańcia lubi wrony. (A nie przepada za sójkami i srokami) I co rano idzie do pracy przejściem obok wydziału fizyki a tam koczuje wrona ze zwichniętym skrzydełkiem. Pańcia ją poznała przez panią z labradorem Biszkoptem – pańcia oczywiście zna wszystkich, którzy tam chodzą z psami do parku. Wrona mimo wady skrzydła radzi sobie dobrze, jest w stanie podfrunąć na tyle, by nie skończyć jako obiad jakiegoś kota. Pani od Biszkopta dokarmiała Skrzydełko, no i pańcia też zawsze miała dla Skrzydełka orzeszek.
Jednakowoż w końcu reszta mieszkających w parku wron skapnęła się, że kilka razy w tygodniu przed siódmą rano pojawia się podajnik orzeszków. No i widok teraz jest taki, że pańcia kroczy do pracy a za nią leci chmura wron, a te ambitniejsze biegną za nią na piechotę. Pańcia przynosi coraz więcej orzeszków, a z braku takich ilości nawet i suchy chleb, żeby każda wrona dostała coś na ząb. Na dziób. Najbardziej pańcię bawi taka jedna, młoda jeszcze i trochę chyba durnowata, bo pędzi koło pańci na piechotę, łapie orzeszka, czy cokolwiek innego i zamiast odlecieć i zjeść, jak to robią te rozsądniejsze, to usiłuje złapać drugiego orzecha, pierwszy wypada jej z dzioba, łapie go inna wrona, młodziak zasuwa więc za pańcią dalej. Czasem nawet posuwa się do ochrzaniania pańci oburzonym krakaniem.
I wszystko pięknie-ładnie, ale w każdym stadzie, oprócz wiejskiego głupka jest ten mądry. Tym razem trafił się jakiś wroni Elon Musk, psiakostka i jeszcze w październiku dodał dwa do dwóch i wnioskami natychmiast podzielił się z resztą. „Eeee! koleżanki i koledzy, wiecie co odkryłem? Że podajnik orzeszków nie tylko rano idzie na wschód, ale po południu też idzie, tylko, że na zachód!Na pewno ma kolejną porcję orzeszków!”
Po południu oczywiście jest dużo więcej ludzi, więc pańcię nagabują tylko te odważniejsze, ale cóż było zrobić? Pańcia zrobiła w pracy zapasy orzeszków (które przynosi jej koleżanka) i suchego chleba, który donosi większość pracowników, i odprowadzana w asyście mniejszego stada, skarmia wrony także po południu…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane Muffinki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Ziemniaczane Muffinki, czyli rzecz o wronach.

  1. gossam pisze:

    Pańcia jak Śnieżka, nie żaden podajnik. Królewna Śnieżka z ptaszkami! 😀

  2. JoasiaS pisze:

    No i znów się uśmiałam z Ciebie, Meg 🙂 🙂 🙂

  3. tinga pisze:

    Mnie się bardziej skojarzyło z Radagastem, ale Śnieżka też może być 😀
    W tle zaczyna lecieć Immigrant Song, a ptaszki atakują podajniki bez zaopatrzenia. Podajniki aka przypadkowi przechodnie uczą się, że należy mieć przy sobie orzeszki i wszyscy są objedzeni i szczęśliwi 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *