Kowno i niespecjalnie miły kolejny wynajemca. Oni sa duzi niczym Longinus, ale jakoś tacy, hm. Nie wiem, może to tylko do Polaków? Może trafiły się nam takie wyjątkowe przypadki? Nie wiemy, w każdym razie ostatni apartament w naszej podróży trzeba było zdobywać przedzierając się przez bramy i budowy, za to dostaliśmy miejscówkę sześcioosobową dla abstynentów. Bo tak miała ukształtowany sufit, że nawet na trzeźwo ciężko było zachować głowę w całości. Za to Najmłodszy cały zadowolony, bo nikt mu nie marudził, że świeci po nocy telefonem. Zza sufitu i zakrętu lokalu, jego miejscówki noclegowej na antresoli nie było widać.
Jak widać, panowie przede wszystkim obejrzeli mecz, ale nie poprawiło im to humorów. W łazience znowu była wanna, którą w czasie meczu pańcia wykorzystała sumiennie. Jak już przestała podziwiać barokowe nóżki. Szkoda, że nie na trytytki i klej UHU.
Czy Publisia też ma takie problemy ze znalezieniem w swoim mieście pasmanterii? Bo w Warszawie pańcia zna cztery. W swoim zasięgu komunikacyjnym, ofc. Pierdolety typu dwa metry gumki za dwa pięćdziesiąt plus 7 zł za przesyłkę, trochę bez sensu jest kupować w necie, więc jak pańcia od razu na pierwszej ulicy spotkała trzy pasmanterie z rzędu, to poczuła, że już lubi to miasto.
Aczkolwiek to było kolejne miasto dość rozkopane, z reprezentacyjnym deptakiem włącznie.
No, a poza tym…
Blisko mieliśmy do kościoła św Michała chyba, choć panowie orzekli zgodnie, że w ostatnich dniach odwiedzili więcej kościołów niż niejeden gorliwy katolik przez rok.
Rynek mają duży i, że tak się wyrażę – słoneczny…
cd, bo pańcia mówi, że pralka jej dzwoni i musi pranie przełożyć…
Super ta architektura na Twoich zdjeciach.
W niektórych mogłabym zamieszkać od razu – jakiś drewniany kolorowy, jakiś wtopiony w mury obronne…i żeby z ogrodkiem..
Rynek beznadziejny 🙁
A katolik nie zwiedza kościołów; ten gorliwy chodzi do jednego, gdzie go wszyscy znają i widzą.