Ziemniaczane muffinki, czyli o pechowych kosach i zawróceniu pańci do punktu wyjścia.

Tu ja, Mufka Kołderka, zwana Lalunią.
Publisia pamięta, jak dwa lata temu państwo odchowywali małą kosównę, zwaną Dziubas?
Dziubas – czy też jej krewni łamane na potomstwo, w zeszłym roku rozmnożyli się ładnie i bez przeszkód. Niestety, w tym roku biedne kosy prześladuje straszny pech.
Zawsze mieliśmy tu parę sójek, ale tej wiosny sprowadziły się również sroki. Ładne ptaszki, ale wredne tak samo jak sójki. W zeszłym tygodniu mogliśmy z pańcią tylko obserwować bitwę o gniazdo na lewej sośnie od hamaka, pańcia bardzo się martwiła, ale jeszcze nikt nie wynalazł sposobu, by przepłoszyć jeden konkretny rodzaj ptaków, nie płosząc jednocześnie tego, którego chcielibyśmy obronić. Szukaliśmy potem w trawie małych dziubasów… no dobrze, pańcia szukała sama, a mnie zamknęła w kuchni! I nic nie znalazła.
Mamy nadzieję, że małe dziubasy ewentualnie siedzą u wilków. Albo w ogóle na tej niezamieszkanej działce, bo widujemy tam pana kosa biegającego w te i wewte. Nie chcemy go denerwować, więc nie latamy tam po krzakach.
Inne gniazdo kosy miały u sąsiadów naprzeciwko po skosie i od teściowej tych sąsiadów, poprzez sąsiadkę brylantową ( bo z żadnymi sąsiadami z przeciwka nie utrzymujemy stosunków) dowiedzieliśmy się strasznej historii.
Może Publisia pamięta też wpis o kunie? Kuna zalęgła się u tych sąsiadów na strychu. Pewnego dnia przyłapali ją na wynoszeniu z gniazda małych kosiąt, przepłoszyli ją, a kosięta włożyli z powrotem, ale ponieważ były pokaleczone, nie spodziewają się, że któreś się uratuje. Nie są pańcią, niestety i nie zaświtało im w bogatych główkach, by spróbować je odchować samodzielnie, ewentualnie odwieźć do ptasiego azylu. Dorosłe kosy widzimy i słyszymy codziennie, czasem alarmują, ale częściej normalnie śpiewają, może znowu złożyły jajka?

Wracając jeszcze do kuny, podobnież by ją wypłoszyć należy zdobyć i rozłożyć tygrysie lub lwie łajno. Sąsiedzi nawet zadzwonili do Zoo, ale dowiedzieli się, że już lwiego łajna rozdawać nie wolno. Osobiście poradziłabym im, tym sąsiadom, by sprawili sobie piątkę kotów. Działa równie dobrze jak rzeczone łajno, bowiem do nas kuna raczej nie zagląda. I ja też stoję na straży i sądzę, że kuna o tym wie. Może nie wyglądam groźnie, ale jestem psem myśliwskim!
Z całkiem innej beczki – pańcia udała się z wizytą do pana doktora ortopedy fibromialgologa.
Pan doktor badał i odpytywał pańcię bardzo długo (i za spore pieniądze…) i wykluczył. Fibromialgię wykluczył.
W związku z tym pańcia znowu nie wie co dalej. Na razie trochę znienacka zapisała się z sąsiadką na gimnastykę. Po ich czasie basenowym wypadają akurat zajęcia z tbc* i szczerze mówiąc – łatwo nie jest. Lepsze byłyby zajęcia pt „zdrowy kręgosłup” ewentualnie „pilates na piłkach” ale ani pańci ani sąsiadce nie chce się czekać półtorej godziny, albo przyjeżdżać specjalnie. Po tbc pańcia jest okropnie obolała w rejonach barków szczególnie ale ogólnie takoż, bo sympatyczne panie instruktorki są bardzo zaangażowane w to co robią, a pańcia ze swojej strony też przykłada się uczciwie. O ile może. Potem w domu smaruje się dicloziają i okłada kotami i Abelardzikiem…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane Muffinki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na Ziemniaczane muffinki, czyli o pechowych kosach i zawróceniu pańci do punktu wyjścia.

  1. gossam pisze:

    Braku fibromialgii gratulujemy.
    Słyszałam, że na kunę poza łajnem działa taka staroświecka kostka toaletowa. Że się z papierka ją odwija i ona śmierdzi wniebogłosy jak z przeproszeniem toaleta w uspołecznionym lokalu gastronomicznym po kontroli sanepidu. Ale czy to prawda to nie wiem.
    I – dlaczego sąsiadka jest brylantowa? Zaintrygowało mnie 😀

    • tinga pisze:

      Sąsiadka Meg jest skarbem, złotem i brylantem czystej wody. Nawet kiedyś padło stwierdzenie, że brylant przy sąsiadce to jest kaszanka bodajże.
      I też się podepnę do gratulacji, ale z życzeniami szybkiego zdiagnozowania.

      • megana pisze:

        Zgadza się, sąsiadka zachodnia to brylant czystej wody. Wozi mnie na basen, do sklepów, ratuje życie dostarczając na ostry dyżur, ratuje wiewiórki, robi zakupy na bazarze i w ogóle jest lepsza od legalnego małżonka, bo nie marudzi…

    • Anneke pisze:

      Tak, z kuną to prawda. Przynajmniej tak wygoniliśmy jedną spod maski samochodu zimową porą.

  2. Ula pisze:

    Koty niestety tez buszuja po gniazdach. ;( wiec czy kot czy kuna wsio rawno

Skomentuj megana Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *