Ziemniaczane puree o Barbusiowych nerkach i zębach, a także o Kryzysowej tarczycy.

Jak zwykle zaczynając od końca, państwo zrobili Kryzysowi badania tarczycowe. Tak jakoś z rozpędu, pańcia zrobiła, to i Kryzys. Barbuś (który był świadkiem) twierdzi, że Kryzys zniósł to z godnością. Wszystko zniósł, byle nie musieć znowu wstawać, a podobno nasiedzieli się w kolejce, pańcio oświadczył, że następnego dnia po prostu zostawi transporter z Barbarossą pod drzwiami i jedzie do pracy, albowiem naprawdę nie może codziennie tracić dwóch godzin na dowiezienie kota do szpitala, a wieczorem połowę tego na odbiór. Pani Marta się z nim zgodziła i Barbuś kursował między domem a lecznicą bez zakłóceń, ale zaraz, bo to ja miałem najpierw o Kryzysie, otóż wyniki tarczycowe okazały się niedobre, a poprzednie lekarstwo na stawy też nie zadziałało, więc Kryzys dostał dużo nowych tabletek, które pańcio kroi tak i siak, by zgadzała się masa, wieczorem dostaje normalnie w żarciu, ale rano – zupełnie jak ja! – w leczniczej parówce. Do ucha także dostał zupełnie nowe krople – które należy wpuścić by rozpuścić pancerzyki jakiś bakterii, a po pół godzinie trzeba smarować maścią, która te bakterie zabije. Poza tym, ucho oczywiście należy czyścić. Pańcia się zawzięła i co pół godziny wyskakuje z domu, by sprawdzić, czy Kryzys leży na właściwym boku, jeśli tak, to dopada do niego z przygotowanymi płatkami kosmetycznymi i czyści. Zanim Kryzys się porządnie rozbudzi, zawsze trochę uda się wyczyścić. Przy następnym podejściu są wlewane krople i tak dalej. Niestety, od poniedziałku pańcia wraca do pracy i nie będzie komu wyskakiwać.
No dobrze, to teraz o Barbusiu.
Nie podobał mu się wenflon, mimo ślicznego bandażyka w serduszka, ale jako kot mądry i doświadczony, nawet nie protestował przy pakowaniu do transportera i w ogóle przy codziennych podróżach; co sądził o kroplówkach z pompą, to nie wiem. W każdym razie, po tym tygodniu wyniki ma nadspodziewanie dobre, operacja czyszczenia zębów powiodła się doskonale i Barbarossa wrócił do domu jak nowo narodzony.

Jestem chory, mam wenflon i spanie przy pańci popiersiu należy mi się jak premie posłom, a ty Abelard nie mamrocz, tylko idź spać na tył.

Kłótliwy nie jestem, czasem mogę ustąpić.

A teraz czuję się bosko, błyskam białymi zębami i będę jadł za dwóch. Zwłaszcza, że pani wet kazała dawać kroplówki jak najczęściej, a ja do jednego liczyć umiem. Jedna kroplówka = jeden pasztecik. Ewentualnie saszetka Felixa, ta z rybą i galaretką z pomidorami. Mówię Wam, cymes, cymes!

(Tak, to jest stanowisko do podawania kroplówek)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Ziemniaczane puree o Barbusiowych nerkach i zębach, a także o Kryzysowej tarczycy.

  1. tinga pisze:

    Dzielne chłopaki, wszyscy trzej 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *