Ziemniaczane puree, czyli przygody najstarszej starowinki.

Odkąd do sąsiadki ukośnej, południowo-zachodniej sprowadziły się jakieś nieznajome, pręgowane łobuzy i tłuką się z każdym, kto krzywo spojrzy, Szyszka nagle przypomniała sobie, że jest wszak stateczną starszą panią. I lubi wygody i w ogóle wcale nie ma ochoty na kilkudniowe wycieczki.
Za to lubi spać w, hm, miejscach typowych dla kotów.
Pańcia nie zawsze odnosi się do tego z należytym zrozumieniem i szacunkiem dla siwych włosów, więc Szyszka musi ją umoralniać.

I nie myśl sobie, człowieku z jedną łazienką, że umyjesz sobie ręce, czy coś! I w ogóle, co się gapisz? Wiem, że jakoś krzywo, bo mi niewygodnie, ale…

…ale zaraz… no co się gapisz, pytam, zamiast coś zaradzić!

Wszystko kot musi robić sam… Żadnej pomocy od tej młodzieży, żadnej! Nie lubię cię, babo…

No.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Ziemniaczane puree, czyli przygody najstarszej starowinki.

  1. gossam pisze:

    A Szyszka to śliczna jest!
    U nas się nie sypia w porcelanie. Możliwe, że ma to związek z rozmiarem umywalki – Wredka się mieści na wcisk, chłopaki nawet nie próbują 🙂

  2. tinga pisze:

    Szysza ma tak zachęcający wyraz mordki, że pędzikiem szłabym myć ręce w kuchni, w wannie, w pobliskim strumieniu 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *