Ziemniaczane puree, czyli samokrytyka jak na zebraniu aktywu, a poza tym o gołębiu, który nie gruchał, bo to był…

Tak, porzuciła Pańcia kompa na tydzień prawie i bloga porzuciła i w ogóle porzuciła wszystko i wszystkich. Poza małżem, oczywiście i synusiem i resztą dzieciątek. Powiedzmy, że bez powodu. W każdym razie takiego normalnego powodu. Ogólnie trochę jej przeszło i powraca.
Na początek mamy małą sambę, sikoreczkę mambę – Publisia zna?

Na wysokim dębie gruchały gołębie
A jeden nie gruchał, bo to był wiewiórek!

Wiewiórek był przesłodki. Wytropił go Pańcio przed Mufką i Ramzesem, dzięki temu żyje.
Pańcio odprowadził nas do domu, wyciągnął pańcię z łóżka (tak, pańcia teraz sypia bez przerwy, to znaczy z przerwami na pracę) i polecieli na ratunek. Wiewiórek łyknął odrobinę wody ze strzykawki (upał był nieziemski) po czym zwinął się w kłębek i wtulił w brudną pańciową dłoń.

Pańcia od razu się roztopiła jak masło na tym słońcu, zresztą pańcio także. Wiewiórek (że facecik, to pańcia stwierdziła jednym rzutem oka w stosowne miejsce) jeszcze miał tylko szpareczki zamiast oczek. Mleko dla gryzoni mogła załatwić pańcia bez problemu…. takie maleństwo trzeba karmić co dwie godziny, też luz… ale co z Ramzesem, Mufką i piątką kotów z łowną Miętówką na czele? Wiewiórki to raczej towarzyskie zwierzątka, nie da się ich trzymać w pralni, ani nawet w pojuniorowym pokoju. Rada w radę państwo po rozlicznych telefonach do wetów i poszukiwaniach czegoś co się nazywa Ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt znaleźli adres i odwieźli tam malucha zapakowanego w miskę i wciąż twardo śpiącego.

A teraz będziemy denuncjować ów Ośrodek. Którego nie można znaleźć za chińskiego boga. Cholera wie, dlaczego Ośrodek jest na stronie Lasów Miejskich. I tylko tam są telefony, także te całodobowe, które nazywają się telefonami do strażników do spraw łowiectwa. Naszym skromnym zdaniem, nie jest to dobre słowo i nie kojarzy się bynajmniej z ratowaniem zwierząt. Więc mając od wetów tylko adres, państwo ruszyli na poszukiwania. Jakby ktoś pytał, pod adresem Korkowa 170A nie ma nic. Znaczy, owszem, jest las. Przedtem cmentarz. Aliści, jak wiadomo, w sprawach zwierząt państwo są uparci jak stado starych osłów. I tylko dlatego teraz mogą warszawską Publisię poinformować, że by trafić na Korkową 170A, trzeba skręcić w Wesołej w ulicę Jagiellońską, pojechać kawałek i w momencie, kiedy dusza powie wam, że to już – skręcić w prawo prosto w las. Po jakimś czasie dojedziecie do Biura Lasów Miejskich i to będzie tam.
Zresztą, jak już skojarzycie Biuro Lasów Miejskich z Ośrodkiem, to znajdziecie i stronę i kontakt i dojazd. Pańcia chyba wyśle ten adres mailowy do wszystkich warszawskich wetów, bo najwyraźniej są niedoinformowani.

https://lasymiejskie.waw.pl/Osrodek_Rehabilitacji_Zwierzat

Wiewiórek został nakarmiony i ułożony w inkubatorze. Żyje.
Ale historia nie ma dobrego zakończenia. Tydzień później pańcio znalazł w tym samym miejscu kolejne dwie wiewiórki. Tym razem noc była zimna i obie były też już zimne. Na samym czubku sosny widać gniazdo… Co tam się dzieje? Nie wiadomo. Jedno młode, najsłabsze, matka mogła wyrzucić sama, uznając, że ani ona nie wykarmi, ani ono nie da sobie rady. Ale żeby trójkę?
Dziwne.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Ziemniaczane puree, czyli samokrytyka jak na zebraniu aktywu, a poza tym o gołębiu, który nie gruchał, bo to był…

  1. ~JoasiaS pisze:

    Brawa dla Państwa za uratowanie malucha 🙂

    Chociaż już troszkę się cieszyłam na serial obrazkowy ilustrujący wychowywanie rudalona… 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *