Pożegnajmy najstarszy krzaczek.

Pożegnanie nietypowe, proszę nie wpadać w panikę. Pamięta Publisia ten wielki rododendron, co tak pięknie kwitł w zeszłym roku? Otóż w tym wypuścił pączki… i powoli odszedł.
Fytoftoroza.
To okropne choróbsko, a najgorzej, że jak po liściach widać, że coś się niedobrego dzieje, to już za późno, bo korzenie już gniją.
Prawdopodobnie zarażona ziemia.

Próbowałam pryskać i takie tam, ale deszczowe u nas lato jeszcze tylko przyspieszyło koniec. Według wszelkich ogrodniczych zaleceń powinnam teraz krzak wykopać i spalić a ziemię odkazić i na wszelki wypadek zakopać bardzo głęboko. W worku.
No, a na to miejsce posadzić coś, co na fytoftorozę jest odporne.
Tylko nigdzie, no serio, nigdzie nie mogę znaleźć konkretnych roślin.
Odpornych na to paskudztwo. Jeśli ktoś, coś, to niech się podzieli informacją, które krzewy są odporne.
Szczęście w nieszczęściu, inne rododendrony są posadzone osobno i mam nadzieję, że tym razem ziemia nie była zarażona.

Jednak żal mi tego największego. Był chyba pierwszą roślinką, jaką tu posadziłam, miał pewnie ze czternaście lat.
Eh.
A tak w ogóle żegnamy też lato…

Na hortensjach ostatnie kwiaty…

Phoebee żuje ostatnie trawy…

Poza tym, zrobiło się zimno i wszystkie Stefany zakładają obozy uchodźców. Zwłaszcza jeden srogi gość okopał się na oknie w bibliotece. Nie mam pojęcia już, co tam za nalewki stoją, bo parapet wygląda jak zamek śpiącej królewny.
A sam Stefan jak… hm… jak nazgul…?
Zobaczyłam go przypadkiem i żałuję, bo tego już się nie da odzobaczyć!
No ja tam z nim wojować nie będę!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Pożegnania i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *