Puree ziemniaczane o chuliganie, biednej Celinie i kurzęczych prezentach.

Aj aj, straszne w naszym domu zamieszanie ostatnio. Jak już Publisia wie, pańcia sprowadziła do pralni otwockiego chuligana z garażu w Śródborowie. Państwo są chuliganem zachwyceni, a pańcio ciągle zastawia okienko i domaga się, by chuligan swobodnie cyrkulował po domu. No i cyrkuluje. A to posiedzi pańci na kolanach przy kompie, a to na pańciu, słuchając listy przebojów trójki, a to spierze Generała, a to wymienia budowlane wyrazy z Kociołem, ale najczęściej pierze Celinę. Ponieważ chuligan waży z siedem kilo, a Celina dwa i pół, wrzaski słychac pewnie w Otwocku, a pańcia leci ze ścierką rozdzielać towarzystwo. Przemawia potem chuliganowi do rozumu i męskiego honoru, ale chuligan ma to w odwłoku. No i w piątek sytuacja nabrzmiała – Celina nie pojawiła się na śniadaniu, pierwszy raz odkąd tu zamieszkała. Ponieważ pańcia jak zwykle musiała zdążyć na pociąg o 5.44, scedowała sprawę na pańcia. Pańcio znalazł Celinę w kociej budce, o czym pańcię niezwłocznie poinformował i również udał się do pracy. Pańcia silnie się zdziwiła, bowiem kocia budka do tej pory nie cieszyła się popularnością. Prawdę mówiąc, została odwiedzona raz, przez Szyszę i żadna kocia łapa tam więcej nie stanęła.
Więc kiedy pańcia dotarła z pracy, natychmiast zajrzała do budki i faktycznie, ujrzała Celinę a konkretnie parę oczu, wielkich jak talerze. No, powiedzmy, talerzyki deserowe. Pańcia natychmiast nabrała podejrzeń i zaczęła Celinę macać. Macanie wykazało jakiś uraz tylnej lewej łapy, zasygnalizowany przez Celinę użarciem pańci w macającą rękę, więc kiedy pańcio wrócił, Celina została zapisana do pani weterynarz na dziś na popołudnie.
Cały piątkowy wieczór spędziła w budce, a co chuligan przechodził obok, z budki wyskakiwała opazurzona czarna łapa i robiła jeb jeb jeb – czasem trafiając, a czasem nie.
Jednakowoż następnego poranka Celina stawiła się na śniadaniu normalnie i już prawie nie kulała, zatem pańcia w swej niezmierzonej chytrości, zasugerowała pańciowi, by do pani wet zabrać Generała. No, żeby się wizyta nie zmarnowała. A poza tym, pańci się wydaje, że Gienek ostatnio bardzo dużo pije i nie zaszkodzi mu zbadać parametrów nerkowych a przy okazji może jakaś maść na te jego strupy. Pańcio przewrócił oczami i a propos okazji kazał zabrać Mufkę, by dopasować jej kaganiec.
Teraz będzie dygresja.
Otóż Mufka, mała, słodka psinka, ma charakterek i z zasady się nie słucha, na smyczy nie ma życzenia chodzić i lubi sobie skręcić do lasu, by na coś zapolować, albo przekąsić jakąś rozjechaną żabą. I wczoraj znalazła w lesie eldorado – jakiś debil wyrzucił przechodzone kurzęcze łapki. Cały stos. Pańcio nie mógł zareagować od razu, bo, jak Publisi wiadomo, trzyma na trzech smyczach trzy inne psy. Jednego ślepego, co trzeba go ciągnąć, bo się wlecze, drugiego niedowidzącego, co się co chwila gubi i trzeciego, który zaczyna niedowidzieć, ale jest nadaktywny i z kolei ciągle wyrywa do przodu. Zaprowadził towarzystwo do domu i wyruszył po Mufkę, ale spotkał ją zaraz pod furtką – psinka stała i czekała, aż ją wpuści a w małej słodkiej mordce miała cztery wystające kurzęcze łapki. Bardzo koleżeński piesek, przyniosła dla każdego po łapce, a wszak mogła spokojnie zjeść na miejscu! Niestety, paskudny pańcio nie docenił dobrego serduszka psinki i odebrał jej poczęstunek, co napełniło Mufkę słusznym żalem. I właśnie dlatego pańcio zażądał, by sprawić Mufce kaganiec.
A pańcia nie może odżałować, że pańcio nie zrobił psu z łapkami zdjęcia.
Koniec dygresji.
Takim sposobem Generał Eugeniusz wylądował na stole u ulubionej pani wet i został gruntownie przebadany, a będzie jeszcze gruntowniej, albowiem w środę będzie go oglądać i skrobać pani dermatolog. Na razie pani wet odkryła w uszach świerzba – co pańcio skomentował – mówiłem, by nie zaczynać, zaraz się okaże, że jest chory na wszystko… no i ponownie na tapetę wypłynął temat zębów. W tym czasie Mufka stała za pańcią niczym własny pomnik, ale jak pani wet przykucnęła i chciała się z nią zaprzyjaźnić – pokazała wszystkie zęby. Uuuuu, powiedziała pani wet i zręcznie założyła jej kaganiec, który Mufka jeszcze zręczniej zdjęła. I zaczęło się mierzenie różnych wariantów kagańczyków, wreszcie został zakupiony taki sprytny z dodatkowym paskiem, który się przypina do szelek. Podobno nie ma siły, by pies go sobie zdjął.
Zobaczymy, Mufka zdolna jest.
Pomijając oczywiście fakt, że podczas wieczornego spaceru pańcio oczywiście zapomniał (chciał zapomnieć?) rzeczonego kagańca psince założyć…

Chuligan słucha trójki od czasu do czasu romantycznie spogląda w ogień.
Natomiast przez cały czas tłucze ogonem i to z taką siłą, że pańcio stwierdził, że mu kolana przewieje i reumatyzmu dostanie…

Jak widać, za karę światłość zielona kotecka poraziła.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Puree ziemniaczane o chuliganie, biednej Celinie i kurzęczych prezentach.

  1. ~tinga pisze:

    Kciuki za unormowanie stosunków dyplomatycznych w stadzie i uszy Generała 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *