Puree ziemniaczane o nagłym zrozumieniu dlaczego emeryci się też nie mają czasu, o zarąbistym starszym panu, co opowiadał historie i o tym, że jednorożce wcale nie są różowe.

Otóż, najdroższa Publisiu, strach teraz udać się do jakiegokolwiek dochtora. Jak już pisaliśmy, każden jeden mówi, że nic nie widzi i natentychmiast zaleca udanie się do inszego dochtora, albo zrobienie kolejnych badań. W ten sposób pańcia lata po dochtorach z wywieszonym jęzorem, a najczęściej siedzi pod gabinetem i czeka, a po powrocie do domu pada na fotel lub łóżko jak długa i najzwyczajniej w świecie zasypia. I – rzecz jasna – zaniedbuje nie tylko bloga, ale najprostsze czynności domowe. Jeśli tak ma wyglądać pańciowa emerytura to ona już rozumie, dlaczego emeryci pchają się bez kolejek. W końcu oni też kiedyś muszą ugotować, uprać i zrobić zakupy. Najczęściej na piechotę, posługując się cudnej urody wózeczkiem na zakupy. Pańcia też się takim posługuje, albowiem nie zawsze może wykorzystywać sąsiadkę i jej auto.
I właśnie, kilka dni temu siedziała pod gabinetem swojego ulubionego doktora, by pokazać mu kolejne wyniki badań ( z których nieodmiennie wynika, że wszystko jest na granicy, ale w normie) kiedy przywędrował sympatyczny starszy pan o lasce, usiadł obok i zagaił miłą konwersację o pogodzie i lekarzach jako takich. Pańcia w takich wypadkach jest okazem empatii, zrozumienia i miłości bliźniego, więc rozmowa potoczyła się jak kolejka górska. Jakoś tak w pewnym momencie zwekslowała z problemów zdrowotnych na wojnę, którą pan przeżył z bronią w ręku (pańcia w myśli dokonała pospiesznych obliczeń i trochę osłupiała, bo pan nie wyglądał zgrzybiale) i w końcu – na zwierzęta.
Starzy pan opowiedział kilka historyjek o dokarmianych przez siebie na podwórku kotach, o wykradaniu psów z krótkich łańcuchów na wsi, gdzie ma dom letni, o uratowanej wiewiórce, a na koniec o małym, ukochanym piesku, który lubił, niestety się czasem powłóczyć. A pan, jeszcze wtedy z żoną, mieszkał prawie w parku na Powiślu.
I dwa razy pies ginął i po serii ogłoszeń i poszukiwaniach się znajdywał, jednakowoż za trzecim razem, po kilku dniach, pan odebrał telefon. Jakaś męska menda oświadczyła mu wprost, żeby już psa nie szukał, bo on go ma, bo spodobał się dzieciom, więc zapakował go do samochodu i dzwoni tylko po to, by powiedzieć, że psa nie odda. Ma dobre warunki, krzywda się psu nie stanie, ale nie odda. I nikt go nie znajdzie, bo mieszka na drugim końcu miasta. Pan usiłował wejść mu na sumienie, twierdząc – zresztą zgodnie z prawdą – że pies ich bardzo kocha, żonę zwłaszcza i na pewno strasznie tęskni. Menda miał to w dupie.
Minęły dwa lata.
Któregoś dnia państwo wracają ze swojej wsi a tu na wycieraczce śpi jakiś pies… Jak ich zobaczył… Jak pan opowiadał, jak się z nimi witał…
Następnego dnia zadzwonił menda i bezczelnie powiada w te słowy – Pies uciekł, ale mam nadzieję, że będzie pan na tyle przyzwoity, że przywiezie nam psa z powrotem!
Starszy, dobrze wychowany przedwojenny pan tym razem przejechał się po mendzie jak walec i trzasnął słuchawką.
W tym momencie pańcia została wezwana do gabinetu i pierwsze słowa jakie skierowała do ulubionego doktora brzmiały – na Jowisza, ile ten pan ma lat, sto? Opowiadał o wojnie i AK, zarąbisty staruszek, wygląda krzepko jak rzepka! Okazało się, że owszem, jest po dziewięćdziesiątce.
Ale konkluzja pańciowa po tej rozmowie brzmi – psy nie zapominają. Dlatego pańcia, choć docenia pracę DT i rozumie, że są potrzebne, sama nigdy takim nie będzie.
No.
Poza tym, pańcia ma proszki z rogu jednorożca i one wcale nie są różowe, tylko żółte.
Czy aby żółte będą działać jak różowe?
Podejrzane!
Foszek normalnie.

PS – pojawił się bób w cenie akceptowalnej. Jesteśmy w niebie. To znaczy, pańcia jest, w sensie żywieniowym.
PS2 – pańciowa definicja bogactwa – mieć tyle pieniędzy, by móc jeść świeży bób cały rok. (koniecznie świeży, bo przypominamy, że suszony i reanimowany jest paskudny, a mrożony to też nie to samo.)
PS3 – dziś rano było 10 stopni. Pańcia pyta, czy lato już się skończyło.
PS4 – Filozoficzne bakterie uszne są intensywnie zwalczane dwoma rodzajami kropli.
PS5 – Mufka linieje jak szalona i jak szalona tarza się po kapie na łóżku. Kapa wygląda jak skóra z niedźwiedzia i pańcia boi się ją wyprać, bo zapcha pralkę ani chybi.
PS6 – Hortensje mają pączki. Wszystkie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Puree ziemniaczane o nagłym zrozumieniu dlaczego emeryci się też nie mają czasu, o zarąbistym starszym panu, co opowiadał historie i o tym, że jednorożce wcale nie są różowe.

  1. ~tinga pisze:

    Ależ się u Was dzieje i to zupełnie jak u nas. Lekarze, badania, bobik, zimno, wyjące koty pod balkonem, weterynarze, tabletki, maście i tylko krzepkiego staruszka brak… Choć jakby spojrzeć na kondycję po ospie to mam na poziomie setki ani chybi.

Skomentuj ~tinga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *