Puree ziemniaczane o pańciowych fascynacjach i nieskończonej cierpliwości Publisi.

Nie wiem, czy ukochana Publisia wie, że jakimś boskim zbiegiem okoliczności rozpoczęły się mistrzostwa świata w snookerze. A Pańcia w domu siedzi, dłubać za wiele nie może, siedzieć przed kompem za wiele nie może, więc pierwszy raz w życiu ma czas, by sobie oglądać mecze na spokojnie. A już nie sądziła, że takie szczęście spotka ją przed emeryturą.
Nieobeznana ze snookerem część Publisi może nie wie, ale snooker to gra niespieszna i spotkania zazwyczaj trwają długo, szczególnie, że w MŚ rozgrywane są do dziesięciu wygranych frejmów. I już pierwszy mecz okazał się niesamowicie sensacyjny, albowiem Maflin, sympatyczny norweski misiek (norweski!), który musiał się żmudnie do finału kwalifikować, 34-ty w rankingu, o malutkie wbicie omal nie pokonał Selby’ego, po sześciu (sześciu!!) godzinach gry, przy remisie 9 do 9 we frejmach. Jeny, ależ to było emocjonujące!
Może nie od rzeczy będzie dodać, że Selby to aktualny mistrz świata, który broni tytułu, a snookerzystów, którzy nie są szeroko pojętymi Brytyjczykami – wielu nie ma. Mamy jednego Australijczyka a poza pierwszą trzydziestką dwóch Irlandczyków. Oczywiście, nie licząc tych skośnookich, ale to osobna kategoria. Są także nieźli, wczoraj niejaki Fu z Hongkongu pokonał Robertsona.
Pańcia po cichu kibicuje Juddowi Trumpowi, który zaimponował jej podczas Welsch Open, wygrywając z samym O’Sullivanem, poza tym koleś miał przesłodkie, biało-czarne podeszwy butów. No i prezentuje olimpijski spokój, a ma zaledwie 25 lat.
Jednakowoż właśnie teraz gra niejaki Anthony McGill, zaledwie 24 letni, rudy wypłosz ze Szkocji, który prezentuje również niesamowite opanowanie i pańcia z całego serca życzy mu, by wygrał z tym głupim (i brzydkim), awanturnym Maguirem (też ze Szkocji)…
Poza tym, pańcia posadziła bratki, marznąc przy tym (czy ktoś mógłby włączyć ogólnokrajowe ogrzewanie?), a ponieważ wczoraj, przy okazji kupowania bratków zauważyła obok zajebistej wielkości seler (półtora kilo, moja pani!) zachwyciła się nim i dziś z selera mutanta poczyniła kotlety w cieście piwnym (wczoraj pańcio zostawił pół puszki a my nie znosimy marnotrawstwa) i dwa pasztety.
W tym miejscu pańcia po raz kolejny składa podziękowanie sąsiadce, która cierpliwie upycha w samochodzie nie tylko pańcię, ale także jej nieopanowane zakupy.

Hm, miało być chyba o pańciowych oczkach…?
Publisia wybaczy biednemu Ziemniakowi, który nie dość, że musi spać przy snookerze, to jeszcze przy tym gburze, Kociole…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Puree ziemniaczane o pańciowych fascynacjach i nieskończonej cierpliwości Publisi.

  1. ~tsultrim-morelowa pisze:

    Aż wygooglałam tego snookera! Myślałam, że to coś przy czym ktoś się przynajmniej trochę bardziej rusza, żeby było telewizyjnie :)))) A to bilard po prostu! Nie, no – ładny, czysty, opanowany sport.. Ale ponieważ do każdego sportu mam stosunek wysoce obojętny – póki nie robi krzywdy uczestnikom – to co ja tam się znam 🙂
    Natomiast seler mnie wysoce zainspirował, bo to kolejne doniesienie, które do mnie dotarło – pasztetowo. Mmmm..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *