Puree ziemniaczane o komunikacji i technice, panie dziejku, która pojszła najprzód, że ohoho i ups.

Tak się ostatnio państwo trochę sprzeczali o dostęp do tv, bo pańcio postanowił nagrywać wszystkie odcinki swoich ulubionych „Przyjaciół”. Niestety, dream czy tuner, ja tam nie wiem, co państwo mają w tej szafce pod ekranem, ma jakiś feler, i jak się nagrywa jeden program, to nie można włączyć niczego innego. Nagrywanie zajmowało pól każdego popołudnia i denerwowało pańcię niemożebnie, eskalując awantury i ciche dni.
Jednakowoż w zeszły piątek pańcia na ekranie ujrzała komunikat o tym, że nagrywanie nie działa, bo być może dysk jest pełny. Litościwie zadzwoniła do pańcia by go o tym zawiadomić i wynegocjować dostęp do programów, bo tv wciąż sądził, że się nagrywa, choć nie nagrywał i reszta nie działała. Pańcio trochę się zmartwił, ale łaskawie zezwolił na wyłączenie nagrywania. Niestety, nie było to łatwe, nie, że odklikujesz ten czerwony guzik, nie. Pańcia, zgrzytając zębami, ponownie wykonała telefon do małżonka. Małżonek miał dzień dobroci dla rodziny i z drugiego końca miasta nie tylko wyłączył pańci owo nagrywanie, ale i zrestartował softcam i generalnie sprawił, że tv zaczęła działać jak zwykle.
Pańci szalenie się to spodobało i weszło do codziennego zwyczaju, te zdalne manewry pańcia. Czemu pańcio nie opróżnił części dysku, albo nie wyłączył timera z nagrywaniem – nie mamy pojęcia.
I teraz będzie najlepsze, droga Publisiu. Wczoraj pańcio z biura restartował ponownie całe urządzenie. Pańcia czekała na moment, kiedy będzie mogła sprawdzić co tam w Falun, gotując jednocześnie sos grzybowy. Zamieszała w garnku ostatni raz i wróciła do pokoju.
A tam, na ekranie tv widniał komunikat:

Jak by nie było prądu, zadzwoń do mnie.

Pańcia, zaskoczona odrobinę, kliknęła pilotem OK i przełączyła na Falun.
Natomiast dzisiaj pańcio przyjechał z pracy, zjadł obiad i poszedł z psami, zamierzając zaraz potem jechać na mecz. Pańcia spokojnie oglądała program o niebezpieczeństwach epoki wiktoriańskiej, kiedy nagle obraz odjechał w lewy górny róg a na środku pojawił się napis:

Wino nalewaj, Juruś już po mnie przyjechał.

Pańcia, już niespecjalnie zaskoczona, znowu kliknęła OK i poszła przelać wino w butelkę na wynos.
Cóż, wygląda na to, że państwo weszli na kolejny level komunikacji niewerbalnej. Już nie esemesy, które telefon pańci melduje, albo nie, w zależności od humoru, nie maile, które pańcia sprawdza najwyżej dwa razy dziennie, tylko telewizor, na który ostatnio patrzy faktycznie dość często.
Co droga Publisia o tym sądzi?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na Puree ziemniaczane o komunikacji i technice, panie dziejku, która pojszła najprzód, że ohoho i ups.

  1. ~Gosia pisze:

    Juniorowa twierdzi ze to całkiem normalne. Bardziej normalne niż uprawianie tutaj w Krakowskiej Celi Więziennej siedzenie komp w komp, na odległość dotyku, i pisanie sobie na fejsie „Kotek, weźże zrób już ten obiad…” 🙂

  2. ~tinga pisze:

    Padłam w końcu do stóp Northuga, co za finisz 😀

  3. ~Tyiga pisze:

    Czyli jesteś marzeniem mężczyzny – kobieta działająca na pilota 😉

Skomentuj ~tinga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *