Puree ziemniaczane poważne a nawet dołujące, czyli pora na podsumowanie roku 2014.

Strach zebrać wszystko do kupy. Pańcia na dodatek jest strasznie chora, od tego gardła poszła reszta, reszta zaczekała tylko na wyjazd pańcia. Bo inaczej pańcio bez wątpienia by się obraził i podejrzewał pańcię, że rozchorowała mu się na złość. Na szczęście, kiedy pańcia o drugiej w nocy obudziła się z kompletnie sklejonymi oczkami, które po rozklejeniu okazały się być króliczo czerwone, pańcio był już daaalekoooo. Zaiste przez chwilę pańcia rozważała telefon do sąsiadki, by ją zawiozła na ostry dyżur okulistyczny, ale zmasowany atak kaszlu trochę ją powstrzymał. Wykonała głęboką pracę umysłową i podejrzewa pewien krem, którego użyła w pracy po prysznicu, krem zapewne miał już swoje lata, a pańcia nie ma poczucia czasu, niestety.
Tak czy siak, dziś jest trochę lepiej a krem jutro zostanie niezwłocznie wyrzucony.
No dobrze, to możemy wrócić do tematu, czyli do adremu.
Nie, żebym był przesądny, ale od sprawy Borysa wszystko w tamtym roku zaczęło iść źle. Jak wszystkim wiadomo, Borys zajechał do nas w nocy i do rana sforsował siatkę i uciekł. Na ten temat milion osób napisało milion komentarzy, zresztą tak samo, jak na temat poszukiwań. Jasną jest rzeczą, że najwięcej do powiedzenia mieli ci, którzy nic nie wiedzieli, a jak pańcia dostała linka do dyskusji na dogo, to włos jej stanął dęba. Nienawidzimy pyskówek, więc by uniknąć tego na miau, pańcia zakończyła czteroletni wątek. Raz jeszcze tam napisała odpowiadając na wezwanie zupełnie nieznanej jej osoby, bowiem uznała, że osobie należy się wyjaśnienie. Hejterska akcja rozkwitła głównie na fb i podobno trwa do dziś.
Być może pańcia jest wredna i w ogóle, ale sądzi, że zrobiła ile mogła. Jak mawia pańciowy kolega – wyżej dupy nie podskoczysz. Siły i czas pańci są takie jakie są, zwłaszcza to pierwsze.
Potem w trybie nagłym zdiagnozowano pańciowego Tatę i nastąpił bardzo nerwowy miesiąc, a potem ostatni tydzień w szpitalu.
Osiemnastego marca 2014 pańcia została ostatecznie kompletną sierotką i do dziś bardzo nieswojo się z tym czuje.
Dziesięć dni później odszedł sparaliżowany wielki wilk, piękny Leon.
Jednocześnie z Łodzi przyjechały dwie kotki i zostały tradycyjnie zamknięte w pralni.
Nastał kwiecień, zaczęły odchodzić Bianki, a kocice w pralni słabo się aklimatyzowały.
W maju przyjechało do nas sześć nowych szczurzyczek, nazwanych Jagódkami.
Kocice z pralni okazały się być kompletnie różne charakterologicznie. Czarna Miętówka została miziakiem, generałowa Eugenia cały czas zachowywała dystans.
Na początku czerwca zapchała się włosami Sielawka i całe szczęście, bo przy okazji operacji postawiono nową diagnozę – zapalenie trzustki. Szybkie leczenie i przejście na specjalistyczną karmę dały Sielawce dodatkowe pół roku życia.
Siedemnastego czerwca odszedł opolski książę, zająconogi Protazy. Zrobiony ostatniego dnia test na FIVa okazał się dodatni.
W lipcu państwo wyjechali na urlop i generałowa Eugenia obraziła się ostatecznie, na znak protestu wyprowadzając się do sąsiadów zachodnich. Ale zanim zostało to stwierdzone, nastąpiła kolejna akcja poszukiwawcza… Sąsiedzi mają trzy kotki, w tym jedną dziką, więc w ogrodzie stoją kocie budki. Od czasu do czasu sąsiadka meldowała, że Eugenia jest widziana, jak przemyka przez ich teren.
Urlop państwo mieli zajebiście skomplikowany, odsyłam do portugalskich opowieści, najważniejszym niusem była choroba Gabuni, którą ratował Junior i sąsiedzi na spółkę, a pańcia w dalekim kraju wisiała na telefonie, wydając jakieś potworne pieniądze na połączenia i umierając ze stresu.
W sierpniu życie Gabuni wciąż wisiało na włosku, ale chwilowo się udało.
Na początku września odeszły ostatnie Bianki, a pod koniec września zginął w wypadku ojciec Młodego.
No i nastał październik.
No.
Trzynastego października, po ponad szesnastu wspólnych latach państwo pożegnali Gabunię i był to pierwszy raz, kiedy pańcia publicznie dostała histerii. Kocha się wszystkie swoje zwierzaki, ale Niunia była kimś więcej w pańciowym życiu.
W listopadzie odszedł alergik, plazmocytarny pieszczoch, biszkoptowy Mosiek.
Także w listopadzie przybył do nas czternastoletni Blue.
W grudniu pogorszyło się Sielawce. I padł pańci komputer.
Nastał nowy rok, ale także zaczął się od śmierci. Ósmego stycznia Sielawka poczekała na powrót pańcia z pracy w terenie – a nastąpiło to około drugiej w nocy – i zasnęła cichutko.
Dziś mamy 18 stycznia, pańci imieniny, o których pamiętała wyłącznie ulubiona pańciowa sąsiadka i jedna koleżanka internetowa.
No, ale to taka świecka tradycja rodzinna. Pańcia zmieniła datę swoich imienin 36 lat temu i wszyscy twierdzą, że to było tak niedawno, że wciąż o tym zapominają.
No dobra, trochę posmędziliśmy, no, ale rok nie wyszedł nam na zero, ale na spory minus.
Za to od śmierci Sielawki nie ma w domu żadnego bardziej chorego zwierzęcia i pańcia nie ukrywa, że jej z tym dobrze. Chyba na razie wstrzymamy dostawę bardzo starych staruszków, a zaczniemy się rozglądać za tymi mniej starymi.
Pańcia odporna jest, ale odrobina spokoju nie zawadzi.
No, to tyle, droga Publisiu. Niech moc będzie z Wami i z nami też.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Ziemniaczane puree i oznaczony tagami , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na Puree ziemniaczane poważne a nawet dołujące, czyli pora na podsumowanie roku 2014.

  1. ~tsultrim-morelowa pisze:

    Noooo… faktycznie, może mieć nadzieję, że sie wyczerpało zło w tamtym roku – niech tak będzie! To też życzenia imieninowe! I jeszcze, żeby to zdrowie sie unormowało wreszcie na najwyższym poziomie! I żeby ono kompowi wróciło!
    Swoja droga trudno sie dziwić, że ludzie nie pamiętają o imieninach jeśli się używa nicka 🙂 , ludzie nie mają imieninowych kalendarzy, ale mają słaba pamięć 🙂
    O moich – na początku stycznia – nawet 2 osoby nie pamiętały 🙁 – kiedyś w ogóle nie było w kalendarzu takowego imienia, potem się pojawiło w wersji męskiej, a potem w żeńskiej. Wybrałam termin oddalony o pół roku od urodzin, ale ani o jednym ani o drugim nikt nie pamięta 🙂
    I powtórzę sie po raz kolejny – ciągle mi brak wątku na miau :/

    • Megana pisze:

      Morelciu, wszak nie do internetowych mam letki żal – powiedzmy, żalek tyciuni. Ostatecznie małżon (ani reszta rodziny) nie mówi do mnie per Megano, choć nie obraziłabym się.
      Nie przepadam za zdrobnieniami od Małgorzaty, a kto do niepoważnej osoby metr pięćdziesiąt będzie mówił per Małgorzato? Wiadomo, że nikt.
      Ale tam, czymże jest imię w obliczu tego, że dziś jakaś cholera zarzygała mi kapę na łóżku? …

  2. ~JoasiaS pisze:

    Meg, niech karta się odwróci i ten rok okaże się najlepszy z możliwych. Mocne kciuki za to 🙂

  3. ~pozytywka pisze:

    smutny ten miniony rok był bardzo
    jedyną jego zaletą, że miniony
    ten nowy na pewno lepszy będzie, a że niedługo już wiosna, to wszystko rozkwitnie wraz z nią
    tak być musi!
    Wszystkiego dobrego, jasnego, kwitnącego i energizującego, Meg!
    (zastanawiałam się wczoraj, czy możliwe żebyś w takim dziwnym terminie miała imieniny, ale wyszło mi, że Baran będzie miał w czerwcu 😀 )

  4. ~Aia pisze:

    Przykro się czyta takie podsumowanie, ale taki właśnie był ten rok. Następnego chyba pozostaje życzyć spokojnego. Takie też niech będą życzenia imieninowe, niech się wszystko unormuje i bilans wyrówna przynajmniej do zera.

  5. ~tinga pisze:

    Zrobimy zbiorowe odczynianie złego (u)roku, a kysz!
    Nowy będzie lepszy, musi, wyjścia nie ma, ot co. Dla równowagi. Czego Ci życzę ogólnie, a dodatkowo imieninowo szybkiego powrotu do zdrowia i uśmiechu 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *