Czwartek.
ZPa – Choinkę trzeba znieść ze strychu…
ZPo (niechętnie) – Kiedy?
ZPa (z nieśmiałą nadzieją. Nieuzasadnioną. ) – Teraz…?
ZPo (stęka) – Eeeee…
Piątek.
ZPa – Choinkę miałeś znieść ze strychu.
ZPo (z pretensją) – Teraz…? Lista przecież!
ZPa – No, to w przerwie.
ZPo (stęka i dolewa sobie wina) – Jak nie zapomnę…
Sobota.
ZPa – Pamiętasz, że miałeś znieść choinkę ze strychu?
ZPo (zaaferowany, usiłuje jednocześnie oglądać mecz Manchesteru i odpisywać na służbowe maile) – Co?
ZPa (bezosobowo, wpatrując się gdzieś w przestrzeń) – Choinka. Ozdoby w pudełkach. Lampki. Takie tam. Ze strychu. Znieść trzeba.
ZPo (odkłada maile i skupia się na meczu) – Kiedy?
ZPa (chłodno) – W poprzedni czwartek.
ZPo (z niedowierzaniem) – Serio? No przecież teraz mecz, cholera, zostawiłem szalik u Jurusia!
ZPa (wzdycha)
Niedziela.
ZPa (wytrwale, w końcu cierpliwość to jej drugie imię) – Strych, choinka, lampki, mówi ci to coś?
ZPa ( z nieuzasadnioną uciechą) – Muszę jechać z Najmłodszym na turniej.
ZPa – No, ale kiedyś wrócisz.
ZPo (chytrze) – No dobrze, to następne znoszenie jak wrócę.
ZPa (spogląda gdzieś ponad pańciem i nabiera powietrza, wspominając ulubioną panią Kołaczkowską*) – Omujborze, żeś się człowieku nalatałeś już po tym strychu, po tej drabinie latasz, w te i wewte, w te i wewte, w te i wewte, nic tylko latasz po tej drabinie, no weś dziubas, opamiętaj się, trzeba mieć wszak jakieś zasady, ileż można latać po tej drabinie, człowieku, przecież zakręci ci się w głowie od tego latania po tej drabinie, to jest niezdrowo tyle razy biegać na strych, i w ogóle już tyle choinek zniosłeś, że w domu się nie mieszczą, gdzie ja to poustawiam, dziubas, te lampki, gdzie to się zawiesi, tyle lampek zniosłeś, że okien nie starczy, ty się opamiętaj, człowieku, za dużo latasz po strychu, za dużo latasz po drabinie, dziubas, ile razy można…?
ZPo (oddalając się na paluszkach w stronę garażu) – Upsss…
Poniedziałek.
ZPa (wysyła esemesa) – Pamiętasz o choince?
ZPo (jw.) – Taaa…
*
😀
hehehehehe 🙂
Wesołych Świąt, Kochani! 🙂