Puree portugalskie numer trzy, ale w zasadzie angielskie.

Wiecie, bo Portugalia okazała się być bardziej angielska od królowej.
Tablica odlotów w Faro nas nie zadziwiła.
[singlepic id=135 w= h= float=none]

Teraz będzie cykl w cyklu, czyli portugalsko-angielskie rozmowy na dwie głowy!

Rozmowy na dwie głowy, czyli kości w różowej garalecie.
Plaża Furnas, państwo obserwują częściowo już zapoznaną angielską rodzinę.
Zpa (leniwie) – Rodzice goli, a synkowie w gaciach…
Zpo – Ale jacy patriotyczni. Młodszy ma gacie jak flaga angielskia a starszy jak flaga brytyjska.
Zpa – a tatuś twardo z nimi gra w piłkę…
Zpo – …ja też z dzieckiem gram!
Zpa – …i wygląda jak wielka, biegająca, różowa galareta.


Zpo (niespokojnie) – Ale ja nie wyglądam jak różowa galareta?
Zpa – Nie.
Zpo – A jak?
Zpa (po krótkim namyśle) – Jak taka gruba, beżowa, kauczukowa kość ze sklepu zoologicznego…
Zpo – Hm.

Rozmowy na dwie głowy, czyli pańcio poliglota.
Portugalskie miasto Lagos.
Angielski pub z angielską obsługą, wypchany Anglikami, państwo oglądają mecz Legia – Celtic.
Koleś (zabiera z baru flaszki z piwem, przechodząc obok pańcia zerka na ekran) – This jesblurbblurblbble?
Pańcio (obrzucając kolesia roztargnionym spojrzeniem) – Yes, qualification.
Koleś kiwa glową i wraca do stolika.
Pańcia (z szalonym zaciekawieniem) – Ty, skąd wiedziałeś, że blurbblurbble to kwalifikacje?
Pańcio (wzrusza ramionami) – Skąd miałem wiedzieć? Odpowiedziałem cokolwiek…

Dodajmy jeszcze, że w tym angielskim pubie trzeba było wytrzymać cały mecz plus przerwa.
I coś pić, albo jeść.
Pańcio pić nie bardzo mógł, bo prowadził.
Najmłodszy owszem, mógł wypić wszystko za każde pieniądze, ale był to już koniec pobytu i w forsą było krucho.
Pańcia pić nie mogła, bo i bez tego sikała na okrągło, blokując miejscowy kibel.
Więc państwo postanowili nabyć jakieś jedzenie i jeść go wolno.
W karcie było coś ciekawego, mianowicie vegetarian english breakfast, w samej rzeczy doskonałe na kolację, nieprawdaż.
Półmisek zawierał:
cztery grzanki,
dwie spore sojowe kiełbaski na ostro,
fasolkę w sosie dość słodkim dla odmiany,
dwa sadzone jaja,
dużo frytek,
dwa pomidory,
smażone pieczarki,
i – uwaga – coś, co wygladało jak filet smażonej ryby, ale z tego, co pańcia jeszcze pamięta, żadna ryba nie smakuje tak paskudnie. Dokładne badania w przerwie meczu wykazały, że delikates został zrobiony z ryżowych płatków.
Owszem, dało się to jeść przez dziewięćdziesiąt minut – z przerwami na pobyt w toalecie…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozmowy na dwie głowy, Ziemniaczane puree i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

0 odpowiedzi na Puree portugalskie numer trzy, ale w zasadzie angielskie.

  1. ~Ula pisze:

    Tak tak. To typowe sniadanie angielskie. Kielbaski tez sa paskudne, a pomidory i gasolka bez soli. Jak mozna jesc fasolke na sniafanie?

Skomentuj ~Ula Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *