Duże toto, kompletnie czarne i bardzo pyskate. Wyglądało zupełnie jak Kociołek. Nieoceniona koleżanka Agnieszka, gibjąc* się niebezpiecznie na kaloryferze i trzymając klamki od okna (okna z widokiem na kocie patio mamy pod sufitem) się zatroskała, że kot znowu pryśnie, bowiem majstruje przy klapce zamykającej. Niestety, druciki zabezpieczające dopiero jechały z Bożenką samochodem. Nieoceniona koleżanka Agnieszka, fachowiec w nastawianiu klatki, zlazła z kaloryfera, wyszarpnęła z szafki słuchawki od telefonu** i wręczyła mi zamaszystym gestem. „leć, zawiąż…!”
Koniec końców, druga nieoceniona koleżanka Bożenka jechała z kotem w klatce obwiązanej kablami i drutami, co nie przeszkodziło kotu awanturować się całą drogę i naszczać.
I nawet nie wiemy czy to facecik czy kobita.
Następna akcja siedemnastego…
Wspominałam już, że tego nienawidzę?
*gibając?
** to się nazywa poświęcenie.
a ja myślałam, że to twoja pasja jest :->
(są tu gdzieś jakieś zmyślne ikonki na tym blogusiu?)
No poświęcenie, poświęcenie.
Ale dobrze, że złapany – tak czy inaczej, będzie mniej kociaków.
Powodzenia w dalszych łapankach, niech będą bez przygód i sprawne!
no właśnie gdzie tu są zmyślne ikonki , buźki, foch 🙁 ?
Nie mam pojęcia gdzie buźki. Niech ktoś inteligentny poszuka…
to nie ja… 8)